36 - 2021 Zapiski stanu poważnego Monika Szwaja

 Literatura na obcasach 2004

349 str











Wiktoria jest w ciąży. I super, tylko dwóch potencjalnych kandydatów na tatusia jest raczej mało zainteresowanych. Jeden ma żonę i ani on, ani Wika nie chcą tego stanu zmieniać, a drugi ma narzeczoną. I też nie chce tego zmieniać. Brzmi, jak fatalne romansidło? Nie z tą autorką.

Wika nie zamierza załamywać rąk, choć na początku jest dość zaskoczona sytuacją. Ojca do dzidziusia też nie potrzebuje, ale z przywoitości informuje obu panów o zaistniałej sytuacji. Rzuca się w wir pracy, a tu też się dzieje niemało. W Szczecinie wybucha bowiem afera szprotkowa, polscy rybacy oskarżają polskiego armatora współpracującego z Duńczykami o to, że im ryby od ust odejmuje. Czyli zwykłe piekiełko, a Wika w jego centrum stoi na straży prawdy i sprawiedliwości. Bo jak zawsze i Szwaii, tak i tutaj nie brakuje prawych, dobrych ludzi. I tych młodych i tych starych. I mogłabym się tak rozpływać, ale jest coś, co mi się nie podoba. Tak, mam skazę na twórczości autorki. Otóż pisze o ciąży, na początku Wika się przejmuje, bo dziecina poczęta w stanie nietrzeźwym, a potem chlapie z ekipą. Może i niedużo, ale umówmy się, w ciąży nie ma, że niedużo. I ja wiem, że to realia, że tak się robi, że taka branża i jeszcze kilka "że", ale ja nie mogę. Autorka, tak poczytna nie może pisać o takich rzeczach w taki sposób. Książki nie tylko bawią, książki uczą I kreują postawy. I właśnie dlatego bohaterka ma nie pić grama alkoholu.

Poza tym zgrzytem znów dostajemy zabawną, pełna przesłań i miłości powieść. Trochę na faktach, trochę zmyśloną, ale nie przesadzoną. To mogło się zdarzyć i ja wierzę, że gdzieś tam ludzie się spotkali i pokochali może nie w ten sam sposób, ale równie mocno.

35 - 2021 Okruchy dobra Justyna Bednarek Jagna Kaczanowska

 2020

audiobook











Boże Narodzenie to czas miłości i przebaczenia. A co, jeśli ta miłość kuleje, a nawet zdradziła, a wybaczyć trudno? Co, jeśli dojmująca samotność nie widzi nadziei i nie ma wiary w lepsze jutro? Wystarczą okruchy dobra i trochę świątecznej magii.

Nie znoszę świątecznych opowieści pełnych brokatu i wstążeczek. Ale ta książka leży na drugim biegunie. Jest w niej tyle goryczy i nieszczęścia, że czytanie jej powoduje, że łzy wciąż lecą z oczu. To nie jest prosta książka, bo bez oblekania w piękny papier pokazuje wady i przewiny ludzi. Ich zawiść, zazdrość, nieumiejętność przepraszania i naprawiania błędów. To bolesna lekcja o tym, jacy jesteśmy. Ale też o tym, jacy możemy być, co możemy zrobić, by zrozumieć drugiego człowieka i jak wyjść mu naprzeciw. Dzięki temu ta książka nie pogrąża w beznadziei, a daje jej tyle, że starcza nie tylko na święta, ale i na cały rok. To pełna dziegciu łyżka nauki i od nas zależy, czy tę łyżkę dostrzeżemy. A mamy w czym wybierać. Mamy matkę, która nigdy nie znalazła wspólnego języka z córkę i tę córkę, która też jakoś nie umie znaleźć drogi. Mężczyznę, który jest z pozoru szczęśliwy, ale romans wszystko stawia pod znakiem zapytania. Starego, samotnego woźnicę z jego koniem, którzy wycisnęli z moich oczu najwięcej łez. Samotnego ojca z poranioną duszą i poranionym synem. Galeria postaci taka, że można się pogubić, ale na szczęścia autorki ogarniają, nikt nie jest zostawiony samemu sobie, historia przeplata się logicznie i tak, że wszystko wskakuje na swoje miejsce.

To trudna powieść, której nie chce się czytać, bo obnaża wszystko, co w nas złe. To przepiękna powieść, do której będę wracać, bo jest pełna nauki i nadziei na to, że najbardziej splątane ścieżki da się wyprostować.

34 - 2021 Romans na receptę Monika Szwaja

 Literatura na obcasach 2004

287 str












Eulalia ma problem. Jakiś czas wcześniej mąż zdradził ją z Norweżką, choć miał tam ciężko pracować. Dzieciaki wyfruwają na studia do innego miasta, a ukochani sąsiedzi wyprowadzają się i nie wiadomo, kto wprowadzi się do drugiej połówki bliźniaka. Ucieka w góry, żeby złapać dystans i... spotyka wyjątkowo gburowatego mężczyznę, który dodatkowo nie znosi pań z telewizji, a ona jest dziennikarką. Brzmi, jak przepis na katastrofę?

Monika Szwaja znów pokazuje codzienność trochę w krzywym zwierciadle, trochę przez pryzmat doświadczeń swoich bohaterów. Tu nic nie jest słodkie i przelukrowane, raczej dość brutalne, choć przyznać należy, że autorka kocha dobrych bohaterów. Oni wszyscy są szlachetni, honorowi i nawet młodzież jest dobrze wychowana. Zresztą, już wcześniej wspominałam, że Szwaja kocha młodych ludzi i podkreśla ich rolę w życiu społecznym w każdej ze swych książek. Tu na młodzieży skupia się bardziej, bo jej dzieci już są u progu dorosłości, a ich przyjaciele potrzebują pomocy. I choć sprawa jest poważna, to już pomoc w wykonaniu Eulalii zasługuje co najmniej na Oskara. Ile ja się przy tym ubawiłam! W to wszystko oczywiście jest wpleciony romans, ale delikatnie i nie wychodzi na pierwszy plan. A do tego jeszcze są góry i tym mnie kupiła doszczętnie i kompletnie.

Jeśli szukacie książki lekkiej, ale nie takiej, która nie niesie w sobie nic, prócz humoru, to "Romans na receptę" jest właśnie dla was.

33 -2021 Jestem nudziarą Monika Szwaja

 Literatura na obcasach 2003

318 str












Agata ma trzydzieści lat, marny dorobek w sferze damsko-męskiej i seksualną aferę na koncie, dzięki której właśnie zaczyna pracę w szkole. Brzmi ciekawie?


A jest jeszcze ciekawiej. Książka stara, jak świat, pamięta czasy, kiedy trzydziestolatkowie to był dla mnie wiek średni, a na pewno już nie tak młody. Wtedy patrzyłam na nią zupełnie inaczej, teraz patrzę jeszcze inaczej, ale niezmiennie mnie bawi i wzrusza. To od tej książki zaczęła się moja miłość do literatury Moniki Szwaii i trzyma mnie po dziś dzień. Te początkowe książki są remedium na całe zło. Szwaja wchodzi zawsze, czy jest dobrze, czy źle, wywołuje uśmiech i poprawia nastrój. Od razu. Szwaję powinno się zapisywać na receptę, a już "Jestem nudziarą" przoduje na liście lektur koniecznych i pożądanych.

Jak już wspominałam, na tamtym etapie życia, kiedy poznałam Agatę, patrzyłam na nią trochę inaczej. Lubiłam ją, ale jej problemy wydawały mi się inne, niż patrzę na to teraz. I prócz zniewalającego humoru i perypetii, które nie nadają się do czytania w miejscu publicznym to największa siła tej książki. Ona nie ma przypisanego wieku, jest uniwersalna i każda kobieta, facet zresztą też, znajdzie w niej coś dla siebie i inaczej lekturę odbierze. Ale myli się ten, kto sądzi, że powieść to tylko śmichy chichy i zabawa. Nie, zdecydowanie nie. Autorka w ten lekki ton wplata poważny problem manipulacji ludźmi, prania im mózgów i prowadzania drogą, która niekoniecznie jest dobra nie tylko dla nich, ale i dla otoczenia. Mówi też przepięknie o młodzieży i o tym, że warto tej młodzieży słuchać, bo ona też ma wpływ na życie i to niekoniecznie zgubny. W każdym zdaniu widać miłość i szacunek autorki do młodych i jednocześnie pogardę do trendów, za którymi się idzie, jak owce. Nie boi się wyśmiewać idiotycznych praktyk psychologów, różnych trenerów, którym bliżej do sekty, niż prawdziwej pomocy. Jednocześnie podkreśla moc rozmowy i współpracy, pokory i przyjaźni.

Kto nie zna, niech nadrabia, kto zna, pewnie kocha, a jak nie... No cóż, zdaję sobie sprawę, że Szwaja nie każdemu w duszy gra.

32 - 2021 Siła niższa Marta Kisiel

 Uroboros 2016

247 str ebook












Licho jest nieszczęśliwe, Szczęsny uwolniony, Krakers gdzieś w czeluściach, Konrad załamany, ale to jakby standard. Jeśli dodamy do tego dziecko i pałającego świętym oburzeniem anioła, to dowiemy się, że Ałtorka w tym tomie poszalała. I jeśli o mnie chodzi, niech szaleje dalej.


Ten tom to jeden wielki zbitek emocji. Wszystko się zmienia, bohaterowie gubią się w nowym otoczeniu, nowych warunkach i układach, czasem gubią nawet siebie samych. To nie jest dobry czas dla małego anioła i czasem miałam ochotę zdzielić Konrada przez łeb, ale pewnie to i tak nic by nie dało. Jednak obrońców zasmarkanego przedstawiciela niebios jest zapewne wielu, dlatego chciałabym bronić Tsadkiela. Jest wyniosły, przemądrzały i jakby bez serca, ale ja osobiście go uwielbiam. To jest postać tak złożona i tak wielowymiarowa, że zdetronizował każdą inną. Cała reszta ferajny jest śmieszna, poprawia humor, ale to on skłania do przemyśleń i wpycha czytelnika głębiej i głębiej, aż po samo dno duszy.

Ten tom, przynajmniej dla mnie, jest ciut mniej zabawny, ale to mu niczego nie ujmuje, wręcz przeciwnie. Cenię tę refleksję, ogrom emocji i wrażeń, które pozwalają na bohaterach nie z tego świata przeanalizować nasze głupie, czasem krzywdzące zachowania. Bo niestety wielu z nas jest tak zapatrzonych w siebie, jak Konrad i uwalani własnym nieszczęściem nie widzimy, jaki ból sprawiamy bliskim. To ważna książka, która w dość lekkiej otoczce kryje prawdziwy diament. Ale ja oczywiście jestem nieobiektywna, bo kocham Licho i Tsadkiela i ich Ałtorkę. I nawet Szczęsnego brak.

"Siła niższa" to przepiękna powieść o dorastaniu do pewnych spraw, samotności, odpowiedzialności i tęsknocie za miłością przepleciona doskonałym humorem i wspaniałymi puentami.

31 - 2021 Grombelardzka legenda. Wstęgi Aleru Feliks W.Kres

 Fabryka Słów 2021

Księga całości tom 4

400 str












Bez legend Grombelard to tylko wiatr i deszcz. Ale one tam są, spotykają się, wpadają w pułapki i…

Nie mogę Wam tego zdradzić, bo byście nie przeczytali, a naprawdę warto. Choć ja w pewnym momencie uznałam, że dla mnie lektura „Księgi Całości” zakończyła się nawet przed końcem czwartego tomu. Tak się nie robi, ja piszę zażalenie do autora, choć kocham jego stanowczość i nie cackanie się z bohaterami to jednak z niektórymi mógłby się pocackać. I jeszcze ten koniec, ta sugestia w liście, no po prostu tak nie można, to przewraca do góry nogami  wszystko, w co człowiek wierzył i co sobie przez dziesiątki stron układał. Niestety, a może „stety”, bo za to go szanuję, Kres nie zmienia stylu. Znęca się nad bohaterami, wrzuca ich w intrygi i kłopoty i nie zawsze wyciąga tak, jakby sobie czytelnik życzył. Jednak musicie wiedzieć, że to chyba najbardziej krwawa i brutalna część tej serii. Przynajmniej dla mnie, nawet opowieść o piratach nie była aż taką rzezią.

Nie da się tej części czytać osobno, ale to już wiecie. To ona zamyka „Grombelardzką Legendę” i choć wiele osób miało za złe wydawnictwu dzielenie tej części na dwa tomy, to sam Mistrz tak chciał. I powiem Wam, że ma to sens. Nie przez sprawy techniczne. Te tomy dobrze się czyta z taką przerwą, dzięki temu inaczej układają się akcenty i zupełnie inaczej przez to składa się historia. I choć przez chwilę przeszkadzało mi skakanie w czasie, to szybko przywykłam do takiego sposobu snucia opowieści i znów wszystko było jasne. A przynajmniej tak jasne, jak może być u Kresa.

W tej części dostajemy mnóstwo walki, ale też mnóstwo przemyśleń. Ten tom wiele wyjaśnia, zagląda w zakamarki ludzkiej duszy, odkrywa wady i zalety ludzi, kotów i sępów. To książka o granicach szaleństwa, ludzkiej wytrzymałości i wierności. Znajdziemy w niej miłość, przyjaźń i nienawiść w takich dawkach, że chce się skończyć czytać, a jest to niemożliwe, bo czas płynie, a sieć zła się zacieśnia.

„Grombelardzka Legenda” zamyka pewien cykl w cyklu. Stanowi spójną całość, która dość jasno i wyraźnie się kończy. Można z powodzeniem zakończyć czytanie na tych czterech tomach. I ja nawet miałam ochotę po tym, co autor zgotował w ostatniej części. Jednak nie mogę. Kocham styl autora i jest em szalenie ciekawa nowych wątków i zakończenia pewnych niedokończonych z tej części. Bo takie też są, choć dla chcących zakończyć lekturę mogą zostać niedopowiedziane. Ja jednak jestem ciekawa. I bardzo chcę mieć całą serię na półce, by radować nią oczy. Nie sposób bowiem nie wspomnieć o przepięknych srebrnych okładkach, które z tomu na tom robią się coraz ładniejsze. Dla mnie „Wstęgi Aleru” mają najpiękniejszą.


Za egzemplarz dziękuję



30 - 2021 Dożywocie Marta Kisiel

 Uroboros 2017

301 str ebook



Któż by nie chciał dostać domu, choćby nawet z dożywociem. Konrad też się ucieszył. Do czasu, gdy nie poznał swoich dożywotników. Tak, tak, liczba mnoga zamierzona.


Ja nie wiem, jak to się stało. Oczy uroczne połknęłam, pokochałam i od tego zaczęłam wielką miłością darzyć Ałtorkę. Dodatkowo zaraziłam dziecko. Ale "Dożywocie" jakoś nie zagościło na liście czytelniczej. Kiedyś nawet zaczęłam, ale były pilniejsze rzeczy i porzuciłam czytanie. Aż tu, zakochane w Lichu dziecko oznajmia, czy ono może "Oczy uroczne". Ale żeby czytać to, przydałoby się znać poprzednie, a ja nie wiem, czy dziecko może. I w ten sposób przeczytałam. Parskając śmiechem co stronę, albo i nawet co pół. Dlatego nie zalecam czytać w miejscach publicznych. Ale nie bójcie się, nie samym śmiechem Ałtorka stoi, choć za jej humor kocham ją bardzo mocno. Szalenie podoba mi się to, jak śmiechem i sarkazmem komentuje rzeczywistość, czasem trudną, bolesną, doświadczającą do żywego, ale przez jej zabiegi jakoś tak lżejszą do zniesienia. Znajdziemy tu wątki oswajania, przyzwyczajania się do siebie i docierania. Nie brakuje tu tęsknoty, miłości, w różnych jej odmianach i wierności. Na pewno nikt nie poczuje się zawiedziony, a książkę polecam z czystym sercem każdemu. I choć Konrad jest dzidą, taką okropną, marudzącą, wredną dzidą, to jednak go lubię i dostrzegam w nim człowieka pragnącego miłości i spokoju, którego niestety w domu z dożywotnikami zdecydowanie brakuje. A całą litość biorę z obecności nieszczęsnego Szczęsnego. Wszak z paniczem, jego cierpieniami i wielokropkami święty by nie wytrzymał i to niekoniecznie na trzeźwo. Wołam więc o zrozumienie dla Konrada.

Czy książkę mogą czytać dzieci? To zależy. Są w niej momenty trudne i momenty erotyczne, więc sami musicie zdecydować, czy Wasze dziecko udźwignie. Ja swojej córze dałam, przychodziła, pytała, ale dała radę.

29 - 2021 Oculta Maya Motayne

 Jaguar 2021

512 str












Książę Alfie nie ma łatwego życia. Po wydarzeniach z Sombrą rodzice mu nie ufają, a lud boi się rokowań pokojowych z odwiecznym wrogiem. Finn za to jest wolna, a przynajmniej taką ma nadzieję.

Długo czekałam na drugi tom, choć w zasadzie z czystej ciekawości i sympatii do pióra autorki. Wszak pierwsza stanowiła pewną całość i nie trzeba było nic dodawać, może prócz romansu, ale przecież nie można na tym opierać całej książki fantasy.

Doczekałam się w końcu i… spotkało mnie rozczarowanie. Początek się tak bardzo nie kleił, że nie mogłam zmusić się do czytania. I nie jest to wina autorki. Chodzi o coś dużo bardziej banalnego. Zmienił się tłumacz. I przez to opowieść jest ładna, ale zwyczajnie inna, niż pierwszy tom, dla mnie już nie płynie, nie czaruje i przez to męczy. A jeśli jeszcze dodamy sporo błędów leżących po stronie korekty, które jeszcze bardziej wybijają z trudno dostępnego rytmu, to mamy przepis na katastrofę. Dopiero po połowie czytanie zaczęło mi sprawiać przyjemność i wciągnęłam się w historię na tyle, by czytać szybciej i bez ogromnych przerw pomiędzy. Jeśli jednak nie zwracacie szczególnej uwagi na zmianę stylu z tomu na tom, nie obawiajcie się i czytajcie, bo poza tymi dwoma „wadami” książka jest ciekawa, może nawet ciekawsza, niż „Nocturna”

Ciężko mi było sobie wyobrazić coś, co może się stać w kolejnym tomie, a tu autorka nie dość, że wymyśliła świetne przygody to jeszcze opisała je tak, że współczuje się katom, a ofiary uważa za kombinatorów. I o ile początek był dla mnie nudnawy, to jak już się wciągnęłam, to nie mogłam przestać myśleć kto z kim i dlaczego działa w ten, a nie inny sposób. I wtedy wszystko zaczęło bardzo szybko zmierzać do finału, Maya Motayne świetnie buduje napięcie, a kulminacja powoduje wstrzymanie oddechu na bardzo długi czas. Zdecydowanie cieszę się, że dałam szansę tej książce i nie zniechęciłam się przy pierwszych niedociągnięciach. Niestety, lojalnie uprzedzam, że lektura drugiego tomu budzi nieopanowaną tęsknotę za tomem trzecim, który jest dopiero w trakcie tworzenia. Przyjdzie nam więc trochę poczekać na rozwinięcie tej historii.

Podsumowując, warto sięgnąć po „Ocultę” i nie zrażać się początkiem. Jak już przebrniecie przez długi, aczkolwiek znaczący wstęp, dostaniecie historię, która porywa szybkością i zwrotami akcji, uwodzi intrygami, pomysłami i sposobem napisania. Na pewno nie będziecie żałować.

Za książkę dziękuję



28 - 2021 Grombelardzka Legenda Serce Gór Feliks W. Kres

 Fabryka Słów 2021

580 str











Po Górach biega dziewczyna o dziwnych oczach, wielki kocur i jeszcze większy człowiek. Oprócz tego chodzą tam zwykli ludzie, którzy spotykając te legendy, tworzą kolejne opowieści.

 

Kiedy ma się do czynienia z cyklem, trudno w pewnym momencie napisać coś nowego i odkrywczego. A z Kresem jest tak, że albo się go kocha od pierwszych stron i potem czyta, co tylko wyszło spod jego pióra, albo się go nie lubi i tu sprawa jest prosta. Ja należę do tej pierwszej grupy, a dodatkowo moja miłość zwiększa się z każdym kolejnym tomem. Dlaczego? Ano dlatego, że w tej części legendy się spotykają, ścierają, tworzą nowe szlaki i nowe rozgałęzienia historii. Robi się coraz ciekawiej, a historia z opowiastki zamienia się w pełną zawirowań przygodę, nad którą już trzeba myśleć, by się nie pogubić. I o ile można było dwie pierwsze części czytać osobno bez utraty wątków, tak tu wchodzimy w istotę serii. Pojawiają się bohaterowie znani nam wcześniej z pierwszego tomu, część rzeczy się wyjaśnia, część stawia kolejne pytania. Również cała intryga, koligacje i zagrania polityczne biorą tam początek, więc znajomość pierwszej części wiele ułatwia. A jeśli ktoś czekał na trzeci gatunek obdarzony rozumem, to właśnie jego czekanie zostało nagrodzone. W tej części pojawiają się sępy. I sieją zamieszanie, ale to już musicie doczytać.

 

Pojawia się też wątek miłosny. Oczywiście, nie jest cukierkowo, radośnie i romantycznie, ale ta historia szczególnie przypadła mi do gustu i trafia do mnie o wiele bardziej, niż wszelkie westchnienia i podchody miłosne. Miłość w „Grombelardzkiej Legendzie” nie jest prosta i łatwa, przynosi sporo bólu i rozterek, a jak jeszcze dodamy tło z masakry, to w zasadzie nie ma się czym zachwycać, a jednak ma taki czar, że ciężko się nie zauroczyć.

 

Wydawca reklamował tę część jako najbardziej liryczną rzeź, jaką czytaliśmy i nie pomylił się ani trochę. Jest dużo krwi, mnóstwo okrucieństwa i jeszcze więcej opisów, ale nie zniechęcajcie się. Są napisane tak, że zamiast odłożyć z niesmakiem, chce się czytać dalej. To jest swoisty fenomen autora, bo z reguły nie lubię rąbaniny, a tu wchodzi, aż miło. Może to wynika ze stylu Kresa i jego poczucia humoru, które naprawdę trafia w mój gust. Świetnie się przy tych książkach bawię, są ogromną odskocznią od codzienności. Zdaje sobie sprawę, że nie każdemu ten typ humoru może przypaść do gustu, w poprzednich recenzjach odradzałam zagorzałym feministkom, ale jak ktoś lubi szyderstwo i sarkazm, to na pewno się nie zawiedzie.

 

Niezmiennie polecam fanom gatunku, to naprawdę kawał dobrej polskiej fantastyki. Nie zrażajcie się tym, że jest dużo krwi i przemocy, dzięki temu powieść może się rozwijać i stawać jeszcze ciekawszą. I nie ma co, ukrywać, staje się bardziej prawdopodobna.


Za książkę dziękuję



27 - 2021 Dzieje Polskie opowiedziane dla młodzieży Feliks Koneczny

 Zysk i S-ka 2021

500 str


Mówi się, że nie wolno nam zapomnieć historii, że jest ona nauczycielką życia i jeszcze kilka innych głębokich prawd. Jednocześnie każe się dzieciakom wkuwać daty, imiona i bitwy, które nijak się ze sobą nie łączą, a w ogóle były dawno temu i bez sensu to znać.

 

Czy da się zachęcić dzieci do nauki historii? A może da się zrobić tak, że dziecko samo po nią sięgnie i jeszcze będzie zachwycone? Na oba pytania można odpowiedzieć twierdząco, a to za sprawą Feliksa Konecznego, który napisał „Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży”. I to jak napisał! Czyta się to jak najlepszą opowieść snutą przez bajarza przy ognisku. Już pierwsze zdanie zapowiada, że czeka nas prawdziwa przygoda, a nie nudna nauka. Autor w prosty sposób przyciąga czytelnika, czaruje go słowem i już nie wypuszcza z sideł ciekawości. Pisze w sposób lekki i przyjemny, czyta się go, jak najlepszą przygodówkę, a wiedza sama wchodzi do głowy.

 

Książka podzielona jest na trzy duże działy, a te z kolei na krótsze rozdziały. Nie ma w nich suchych faktów, każdy obfituje w ciekawostki, które nawet mnie potrafiły przykuć do fotela, by czytać i uczyć się czegoś nowego. Ogromnym plusem jest to, że Koneczny przedstawia związki przyczynowo-skutkowe, zachęca do myślenia i poszukiwania informacji na własną rękę. Zaprasza czytelnika w fascynującą podróż po przeszłości, równocześnie wskazując ducha patriotyzmu i waleczności. Pamiętać jednak należy, że tak przedstawiona historia jest subiektywna i może prowadzić do burzliwych dyskusji. Za to też cenię tę książkę, bo nic tak nie wspiera nauki, jak konieczność przytoczenia argumentów w rozmowie.

To nowe wydanie i jestem za nie szalenie wdzięczna. Dzięki niemu może uda się zarazić miłością do dawnych czasów moje dzieci, tak mimochodem, przy dobrej zabawie i ciekawej lekturze, trochę w pigułce, ziarenku, które kiedyś może wykiełkuje w większą pasję. Ubolewam jednak nad tym, że historia Konecznego kończy się tuż przed odzyskaniem niepodległości. Już sobie wyobrażam, jak komentowałby teraźniejszość. To dopiero byłaby uczta.

Zdecydowanie polecam nie tylko młodzieży, bo „Dzieje Polski” spodobają się też młodszym dzieciom, choćby tylko niektóre rozdziały, a i dorośli znajdą w niej kilka ciekawostek, które mogą ich zaskoczyć. Książka może pomóc opanować materiał w szkole lub błysnąć jakąś ciekawostką. Bez względu na motywację, warto ją mieć na półce.


Za książkę dziękuję



26 - 2021 Gościniec Kasia Bulicz-Kasprzak

 Prószyński 2021

Saga wiejska tom 2

504 str


Saga wiejska urzekła mnie od pierwszych stron. I nie chodzi nawet o to, że to kawał polskiej historii i to takiej nie z podręcznika, a z relacji świadków. Taką kocham najbardziej, a Kasia Bulicz-Kasprzak inspiruje się opowieściami swoich bliskich. To jest ogromny plus tej książki, chyba nie do obalenia przez żadne wady. Jednak jest jeszcze coś. Nie wiem, czy jest drugi autor, który tak pięknie pisze o dawnej wsi. Z jej wadami, zaletami, przywarami ludzkimi. I z opisem rzeczy, które były używane dawniej, na początku każdego rozdziału. Tym autorka urzekła mnie już w pierwszym tomie, w "Gościńcu" tylko pogłębia tę miłość.

Nie możemy zapomnieć o losach bohaterów, którzy tworzą cały nastrój książki czyniąc z niej kryminał, romans, dramat, fabularyzowaną powieść historyczną i powieść obyczajową w jednym. I niby wszystko się u bohaterów zmieniło, świat wokół się zmienił, Polska wszak odzyskała niepodległość, ale oni nadal są, jacy są. Nadal ważne jest pochodzenie, a życie na wsi nie stało się nic, a nic łatwiejsze przez to, że Polska jest w końcu Polską. To taka prawdziwa lekcja historii, bez wzniosłych ideałów, za to z prawdziwym życiem. Nadal z miłością, pragnieniami i podziałami, z którymi przyszło się mierzyć bohaterom. Co z tego wyniknie? Przeczytajcie sami, nie chcę za dużo zdradzać, bo to druga część i większość będzie spoilerem do pierwszej.

Całym sercem polecam, ale koniecznie zacznijcie od pierwszego tomu, bo są nierozerwalnie połączone. Dla miłośników powieści z historią w tle to nie lada gratka, bo oprócz typowo podręcznikowych dat mamy też całe tło społeczne i to, jak na nie wpłynęła polityka. Dla miłośników lektur ze stosunkami międzyludzkimi również będzie to nie lada smaczek, a dla całej reszty, cóż, przekonajcie się sami.

 Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka

25 - 2021 Dziewczyna z wiatrem we włosach Anna Szczęsna

 Wydawnictwo Kobiece 2021

350 str

Między stronami życia tom II











Justyna zakopała się na wsi, Michał okopał się we własnym mieszkaniu, a Marlena. Marlenka ma problem z obojgiem. Co stanie się z całą trójką, jaka jest granica poświęcenia i czy w ogóle można coś poskładać?

 

W innym etapie życia napisałabym, że to dobrze napisana książka o przyjaźni, miłości, wychodzeniu z egoizmu i dorastaniu. I to dorastaniu trudnym, bo zdawać by się mogło dojrzałych już ludzi. I to byłaby prawda. Autorka pokazuje nam piękną przyjaźń, która walczy, nie pozwala się poddać i robi wszystko, by było dobrze, choć czasami za to dostaje po łbie. Mówi też o przyjaźni nie tak oczywistej, bo między osobami, które łączy praca. Pięknie mówi też o miłości i poświęceniu, choć nie w prosty sposób. Podkreśla wagę zdrowego egoizmu i neguje głupie przeświadczenia o radzeniu sobie samemu i odtrącaniu wszystkich wokoło. W książce, jak wspomniałam, znajdziemy też dosadny opis tego co się dzieje, jak dwoje ludzi próbuje coś ze sobą budować, nie będąc gotowym na bycie razem.

I to wszystko, co napisałam byłaby prawda. A jednak książki, które są dobre w jakimś okresie życie, w innym są czymś zupełnie innym. I taka właśnie jest „Dziewczyna z wiatrem we włosach” dla mnie. Trafiła na taki okres w moim życiu, że rozerwała mnie na drobne kawałki, traciłam przez nią z trudem odzyskiwaną równowagę i płakałam, płakałam, płakałam… Odnalazłam w niej żałobę, mnóstwo bólu po stracie i próby radzenia sobie z nią. To świadectwo próby poskładania życia na nowo, poukładania pewnych spraw i poczucia obowiązku. Autorka nakreśliła trudne relacje rodzinne, które potrafią niszczyć do głębi, a w chwili rozpaczy jeszcze bardziej ciągną na dno. Dla mnie najważniejsze były właśnie te emocje, poczucie straty, wyrzuty sumienia, że coś jeszcze można była zrobić. I choć ciężko było czytać dalej, bo łzy dławiły, a umysł podsuwał obrazy z własnego życia, to nie mogłam nie wrócić do lektury. Działała bowiem, jak swoiste katharsis, jak najlepsza przyjaciółka, która mówiła, że robię wszystko wystarczająco dobrze i że niczego nie zaniedbałam.

Serdecznie polecam osobom po stracie kogoś bliskiego. Będzie boleć, ale wszak boli na co dzień, ale po lekturze może coś zniknie z głowy i będzie ciut lżej. Nie bójcie się, nie cała książka jest smutna i wypełniona beznadzieją. Są momenty, dzięki którym można zapomnieć, na chwilę się oderwać. I choć Michał nadal jest bardzo wkurzający, a Justyna depta mu po piętach w walce o podium, to warto przeczytać. Poznacie też bardziej Marlenę, bo to na niej głównie skupia się ta część, a reszt a bohaterów pojawia się przez powiązania z nią. Polecam też wszystkim innym, bo to naprawdę dobra książka.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu oraz



24 - 2021 Małe Licho i babskie sprawki Marta Kisiel PREMIERA

 Wilga 2021

304 str

Małe Licho tom IV



Bożek idzie do czwartej klasy. Czekają na niego nowe przedmioty i nowi nauczyciele, a szczególnie dość koszmarny wychowawca, w sensie, że jak z koszmarów wyjęty. A do tego do klasy dołączy nowa dziewczyna. Jak chłopak da radę z tyloma nowościami? Czy Licho podoła w opiece nad podopiecznym?

Po pierwsze i najważniejsze, uprzejmie prosi się Autorkę, żeby pisała książki dłuższe. Bo jak to tak? Daje się dziecku najnowszą powieść o Lichu, z nadzieją na dłuższą przerwę, odpoczynek i takie tam przyjemności, a to dziecko kończy książkę w niespełna popołudnie. To się nie godzi, jest niesprawiedliwe i wnoszę, by coś z tym zrobiono. Sama pochłonęłam przygody Bożka w jakieś dwie godziny, ale to nic nie wnosi do sprawy.

Z tego wstępu zapewne możecie się domyślić dwóch rzeczy. Po pierwsze, że trafiliście na maniaków twórczości Marty Kisiel. Owszem, zarówno tej w wersji dla dorosłych, jak i tej w wersji dla młodszych czytelników. Po drugie, że znów jest fantastycznie, zabawnie, chwilami szyderczo i tak, że chce się czytać i czytać, bez końca. To też prawda. Co prawda mało jest samego Licha, fanów tęczowookiego anioła czeka rozczarowanie, ale nie takie całkowite, bo maluch oddaje się pasjami dzierganiu dla całego stada krasnoludków. Więcej jest za to samego Bożka i to na zewnątrz, czyli bez pomocy mamy, anioła i całego stada trzęsących się nad nim istot. Nasz bohater dorasta, zmienia się i wychodzi naprzeciw wielkiej tajemnicy. I niby wszystko jest jasne i przejrzyste, a dowody prawie leżą na ziemi, ale autorka tak plącze i komplikuje sprawy, że po plecach przechodzi dreszcz, a po głowie wałęsa się cała masa przypuszczeń i podejrzeń. Poza tym to piękna książka o inności, która da się lubić, o tym, by nawet w kimś dziwnym dostrzec przyjaciela i o samej przyjaźni. Przyjaźni tak pięknej, że nie zawaha się skoczyć w ciemność i rozpacz. Bo autorka też o rozpaczy pisze. Delikatnie, subtelnie, a jednak tak, że od razu trafia do serca. A co ważniejsze, daje od razu gotową receptę na to, by kogoś od rozpaczy uratować. To jedna z piękniejszych opowieści dla dzieci, którą powinni przeczytać dorośli, jakie ostatnio czytałam. Zdecydowanie polecam małym i dużym, tym smutnym i tym wesołym, tym, którzy znają i kochają Licho i tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z aniołem i jego towarzyszami.

To jest czwarta część z serii. I co prawda można czytać ją osobno, bez większych uszczerbków na ciągłości, to ja jednak radzę czytać, tak, by Tsadkiel (a jakże, występuje w ilościach sporych i przemądrzałych), był zadowolony, czyli po kolei. Starszych odsyłam też do „Siły wyższej” i dalszych części cyklu. Dużo spraw staje się jaśniejszych.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu oraz



23 - 2021 Sekret Czarownicy Anna Klejzerowicz

 Replika 2021

304 str



Małgosię dopadło życie, takie zwyczajne, prozaiczne, gdzie marzenia czasem wydają się bardzo odległe. I nagle pojawia się rycerz, może nie na białym koniu, ale z pasją w oczach i sercu. A wraz z nim tajemnica templariuszy i sny.

 

Niby nadal to samo, niby nadal mamy Michała, Adę i Małgosię i to wszystko, za co pokochałam serię w pierwszym tomie, ale znów wszystko się zmienia, ewoluuje, zbacza z pierwszej trasy. I to jest piękne w tych książkach, że nie są identyczne, że podążają nowymi kierunkami, zmieniają się, jak w kalejdoskopie, a dokładniej, jak w życiu. Nadal są pełne magii, ale już mniej ciepłej, a bardziej szalonej, niespokojnej. Być może ma to związek z wiekiem bohaterki. Ada była dojrzałą kobietą, nie szukała nowości, raczej stabilizacji, a Gosia to wolny duch pędzący wciąż do przodu i szukający wrażeń. I taka właśnie jest ta książka, nie zostawia czytelnika w spokoju, wciąż wymaga uwagi, pragnie biec dalej, gonić marzenia i zdarzenia. I niby akcja toczy się powoli, nie ma tu nagłych zwrotów, ale nadal jest szalenie ciekawa.

Tę część pokochałam chyba bardziej, niż pierwszą, a to za sprawą tajemnicy w niej przedstawionej. Kocham historię, kocham legendy i baśnie, a ta książka łączy to wszystko razem, okraszając to jeszcze pięknie opisanymi relacjami międzyludzkimi. To kolejna mocna strona tej powieści. Znów nie jest cukierkowo, bywa momentami bardzo źle i w zasadzie nie wiadomo, w którą stronę się obrócić, by wszyscy byli zadowoleni. Bo życie to bardzo trudna sztuka wyboru. Bardzo podobało mi się ukazanie zdrady z różnych perspektyw, omówienie jej i… brak jakichkolwiek wniosków. Tu nie ma zero jedynkowych rozwiązań, nie znajdziemy tu jasnego sformułowania, gdzie leży zdrada. Znajdziemy tu raczej jeszcze więcej pytań i wątpliwości, ale to wszak z nich się rodzi się wiedza.

Muszę się przyznać, że autorka wkręciła mnie w szukanie skarbu rycerza. Nawet miałam swoją teorię, mocno popartą wiarą i domysłami, ale się nie udało. Końcówka zaskoczyła mnie ogromnie, jest bardzo mocna i naprawdę polecam dotrwać, a nie podglądać, co się stanie. Jednak nie jest to książka dla ludzi mocno stąpających po ziemi. O ile poprzednie części jeszcze mogły być uznane przez ludzi wierzących w szkiełko i oko, tak tutaj już nie ma o tym mowy. Trzeba wyjść poza to, uwierzyć, puścić wodze fantazji. I wtedy czeka nas naprawdę wspaniała lektura wychodząca daleko poza szkiełko, oko, a nawet wiarę, a jednocześnie dotykająca całkiem ludzkich, namacalnych i codziennych problemów.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu oraz





22 - 2021 Obca kobieta Magdalena Majcher PRZEDPREMIEROWO

 W.A.B. 2021

352 str


Weronika przez dziewięć lat wychowywała córkę razem z Hubertem, jego córkę. Dziś relacja z partnerem jest już przeszłością, ale co z relacją z dzieckiem. Magdalena Majcher znów stawia trudne pytania i zmusza do refleksji.

„Matkę ma się jedną.” „Nie ta, co urodziła, a ta, co wychowała.” Macocha, pasierbica – jest mnóstwo określeń na relacje mogące się tworzyć w toku ludzkiego życia. Autorka tym razem wzięła na warsztat właśnie relacje z rodzin patchworkowych, ale nie takie, jak zazwyczaj, że to kobieta ma dziecko i pojawia się on. Nie, tu mamy do czynienia z samotnym ojcem i kobietą, którą pokochała dziecko, jak własne. A po kilku latach partner, bo ślub przecież nie był im do szczęścia potrzebny, kopie ją w tyłek i wykopuje z życia dziecka, które tęskni i pragnie kontaktu z mamą, bo tak Oliwka nazywa Weronikę. Tak, dobrze się domyślacie, nie znoszę Huberta, jest zwyczajnym dupkiem, zapatrzonym w siebie egoistą, którego chyba wszyscy mają dość. Jest szalenie mocno zarysowany, przez chwilę nawet wydawało mi się, że przerysowany, ale nie, sądzę, że taki typ naprawdę ma prawo istnieć i męska duma nie tylko do takich rzeczy prowadzi. W efekcie dostaliśmy mega wredną postać, która dodaje maksimum charakteru tej powieści. Aż żałuję, że nie występuje tu nowa pani serca Huberta, bo nie wiem, jaka kobieta byłaby w stanie z nim wytrzymać.

Weronika natomiast nie jest jednoznaczna, ma swoje tajemnice, z których wynikają obawy i lęki. Chwilami jest bezradna, potrzebująca wsparcia, ale gdy już je otrzyma, daje jej ono siłę, by przeć do przodu. Polubiłam ją i podziwiałam.

Jak się pewnie domyślacie, nie bez powodu wspomniałam o braku ślubu. To bardzo ważny aspekt, bo wydawać by się mogło, że Weronika stoi na przegranej pozycji i nie ma prawa żądać, a nawet marzyć o spotkaniach z Oliwką, jeśli jej rodzony ojciec sobie tego nie życzy. Zapewniam, że będziecie z zapartym tchem śledzić poczynania Weroniki, by jej córka miała prawo do widzenia jej mimo braku więzów krwi.

Magdalena Majcher w bardzo wzruszający sposób pokazuje co znaczy być prawdziwą matką, sama zresztą podkreśla w podziękowaniach, że celowo nie używa pewnych określeń. Tworzy piękną powieść o sile miłości, o wyrzutach sumienia, które mogą blokować, ale też być siłą napędową, jeśli ma się wsparcie. I o wybaczeniu, głównie sobie. „Obca kobieta” ukazuje rodzinę, która może być pozszywana na różne sposoby, więzi, których nie znaczy krew, a prawdziwa miłość i oddanie. I to, że dla niektórych nic to nie znaczy. W jednym zdaniu, znów dostaliśmy powieść życiową, która przewraca do góry nogami całe nasze myślenie o rodzicielstwie.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu oraz







21 - 2021 Arcymag Charlie N. Holmberg

 Young 2021

256

Cykl Papierowy Mag tom III



Ceony ma na rękach krew, a w rękawie asa – potrafi połączyć się z każdym materiałem, jej magia jest wręcz nieograniczona. Ale co z magią krwi i co z Sarajem, który ucieka z więzienia? Ostatni tom niesamowitej trylogii o magii, jakiej jeszcze nie znacie. I o miłości.

Nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej części. W zasadzie w poprzedniej zostało wszystko powiedziane, wręcz pozamiatane, może prócz romantycznego wątku, ale to przecież można sobie dopowiedzieć. No i oprócz motywu łączenia się z innymi materiałami, niż przypisany Ceony papier. I w zasadzie rozwiązania tej tajemnicy spodziewałam się po Arcymagu. A tu niespodzianka. I to zarówno od strony tytułu, jak i autorki. Miało być mnóstwo chwały, może trochę kłopotów po drodze, ale w zasadzie widziałam Ceony w świetlistej przyszłości. A tu mamy mrok, tajemnice i krew. I szalenie mi się podoba to, że autorka nie poszła w lukier i tęczę, a pokazała jeszcze trochę pazura. Dzięki temu końcówka zyskała. Czyta się szybko, z przyjemnością, choć bez nadmiernego przestrachu. Autorka po kolei odkrywa karty i wyjaśnia tajemnice. Jedyne, co nie bardzo przypadło mi do gustu, to wątek siostry Ceony. Tu wydaje się taki przylepiony, a mógłby być ciekawszy, jakby został zapoczątkowany wcześniej. Tu stanowi trochę taką zapchaj-dziurę i nie wnosi niczego, a na pewno nie mówi więcej o powiązaniach dziewczyny z rodziną i o stosunkach między nimi. Dla mnie wątek z potencjałem, ale wprowadzony za późno jest tylko spowolnieniem akcji.

Główna bohaterka w końcu przestaje być niepewna, ba, ona nawet pyskuje innym magom, od których może zależeć jej przyszłość. Nawet Emery przestaje być tak bardzo mdły i dziwaczny, a staje się bardziej ludzki. Śmiem twierdzić, że w kolejnym tomie byliby jeszcze lepsi, ale o tym na razie nie możemy się przekonać, bo trylogia Papierowego Maga tworzy spójną całość. I o ile całość nie porywa, to ta spójność stanowi ogromny plus całej serii. Autorka dopracowała rodzaje magii, dobrze opisuje poszczególne materiały i nie ma tu nieścisłości. Co prawda świat, w którym wszystko się dzieje, jest zaledwie liźnięty i mógłby być lepiej opisany i sprecyzowany, to jednak skupienie się na bohaterach, zamiast na tle ich życia rekompensuje ten niedostatek.

Całość czyta się przyjemnie. Pierwszy tom zapowiadał większe zachłyśnięcie się, ale nie czuję się rozczarowana. Do tego przepiękne wydanie, z okładkami, które od drugiego tomu są pięknie srebrzone, na pewno zachęci mnie, by jeszcze raz sięgnąć po przygody młodej Ceony i Emery’ego.


Za książkę dziękuję wydawnictwu oraz





20 - 2021 Córka Czarownicy Anna Klejzerowicz

 Replika 2021

320 str

Cykl Czarownica tom II



Małgosia jest już dorosła i przyjeżdża, jak co roku na wakacje do Ady i tatki Michała. Zawsze były to pełne ciepła i radości dni, tym razem jednak na szczęście rodzinne pada cień. Czy Małgosia odejdzie od swoich zastępczych rodziców i już nigdy nie wróci na wieś, gdzie spotkało ją sporo dobra, ale też i zła?

„Czarownica” jest pełna ciepła, miłości, emocji wszelakich i taka sielska, że aż chce się ją czytać i czytać, bez końca. I choć nie brakuje w niej mrocznych stron, jest jakby peanem na cześć uczuć i miłości. I czegoś takiego spodziewałam się po drugiej części. Może w inny sposób, wszak wiedziałam, że Małgosia dorosła, ale spodziewałam się dorosłych relacji Ady z dziewczyną, jakichś wątków z rodzonym ojcem i jego żoną. Autorka natomiast poszła o krok dalej i wróciła w przeszłość. A raczej ta przeszłość dopadła Małgosię, tworząc zamęt w jej głowie i zupełny chaos w życiu. Tu już nic nie jest poukładane, nie dąży ku szczęśliwemu końcowi, a wręcz sypie się i rozlatuje w proch. Wszystko zdaje się być obce i straszne.

To bardzo dobrze napisana powieść o sile przeszłości i jej wpływie na życie człowieka. Studium psychologiczne traumy, która nie odkryta daje o sobie znać nawet w najbardziej szczęśliwym życiu i zatruwa je do tego stopnia, że dalsze funkcjonowanie nie jest możliwe. Tu wygrywa upór i siła młodej kobiety, ale również jej rodziny i bliskich osób. Bo Małgosia miała wsparcie. I to w tym wszystkim jest najważniejsze, przynajmniej dla mnie. Anna Klejzerowicz wyraźnie daje do zrozumienia, że w trudnych chwilach jedynie mądre wsparcie może doprowadzić do pozytywnego zakończenia nawet bardzo trudnych historii. Warto się zatrzymać nad tą myślą i nie stać obojętnie obok, gdy ktoś potrzebuje pomocy.

W „Córce Czarownicy” nie brakuje zwierząt. Nadal pełnią jedne z głównych ról, absolutnie wielbione. Za to lubię ten cykl. Zwierzaki nie są dodatkiem, bo tak ładnie się komponują, one mają swoje role i są dobrze opisanymi bohaterami. Lubię go też za obraz wsi, spokojnej, delikatnej, ale i skażonej złem, bo nie miejsce stanowi o spokoju, a ludzie, którzy tam mieszkają i plotą swoje losy.

„Córka czarownicy” nie jest magiczna, jak jej poprzedniczka, choć znajdziemy tu też sielskie obrazki. Jest mroczna, chwilami straszna, z okropną niesprawiedliwością w tle. Ale życie nie wiedzie zawsze po prostych ścieżkach, nie można pisać tylko o dobrych, jasnych stronach. Prawdziwe, dobre, budzące emocje książki mają w sobie słodycz i ciut goryczy. Dzięki temu dobrze się je czyta i zostają w pamięci, długo jeszcze zachęcając do przemyśleń. Taka właśnie jest ta książka.


Za książkę dziękuję wydawcy oraz





19 - 2021 Czarownica Anna Klejzerowicz

 Replika 2021

264 str

Cykl Czarownica tom I


Michał miał bardzo modną żonę, ale on w tę modę się nijak nie umiał wpisać, więc szybko stał się byłym mężem. Ada wcale nie jest modna, mieszkańcy maleńkiej wsi wręcz jej unikają. A jednak coś go do niej ciągnie.

Zaczyna się, jak romans ludzi dojrzałych, wiedzących, że miłość boli, ale jednak mających w sobie na tyle siły, by wejść w życie drugiego człowieka. Oswajają się, a raczej on oswaja ją, docierają, choć czasami bywa ciężko. I trwają, są razem, wspierają się. Autorka to ich uczucie opisuje w taki sposób, że ma się wrażenie bycia obok i patrzenia na nich. Cała powieść jest utkana z emocji, jest jak ciepły kocyk otulający w zimowe wieczory, przynoszący poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Nie, nie jest sielankowo, jest normalne, zwyczajne życie, odmalowane słowem i uczuciami. I choć w życie bohaterów wbija się cierń w postaci Małgosi, które kłuje, burzy spokój i powoduje niemałą rewolucję wszystko nadal jest rzeczywiste i realne. Tak mogło się stać, a na pewno gdzieś się stało. Wszystko dotyka do żywego, potrąca nostalgiczne i te bardziej wojownicze buty w duszy. I skłania do rozmyślań.
Absolutnie nie da się przejść obok tej książki obojętnie. Jak już człowiek się wczyta, to przepadł, cały, w całym bagażem emocji i przemyśleń. Tych o krzywdzie ludzkiej i zwierzęcej, bo tu zwierzęta to domownicy, członkowie rodziny. I tu też wszystko jest proste i jasne, joty chodzą ludźmi na wycieczki, dzieje się im krzywda i to normalne, że się po nich płacze i się o nie martwi. Bardzo ujął mnie ten wątek zwierzęcy, nienachalny, normalny, a zapadający w pamięć.
Przepadłam zauroczona delikatnością, przepojona miłością i dobrem Ady, Michała i ich małego świata, emocjonalnością tej książki. I cóż, czekam na więcej, by znów zanurzyć się w tej pięknej miejscowości i jej cudownym nastroju.


18 - 2021 Żyje się tu i teraz Katarzyna Kaźmierczak

 NovaeRes 2021

290 str



Zuza nie zdała na wymarzone studia, a egzaminujący ją profesor zdruzgotał nawet nadzieję. Do tego ma jechać na wakacje z rodzicami. Czy może być coś gorszego dla dziewiętnastolatki?

Parę razy sparzyłam się na książkach tego wydawnictwa, ale gdy zobaczyłam okładkę i opis, postanowiłam dać jej szansę. I nie zawiodłam się ani przez moment. Przyjemna, lekka lektura na wakacje, ale też nie z kategorii tych, co to się czyta dla relaksu i potem zapomina. Za dużo tu ważnych i dobrych wątków, by ot tak, wyrzucić książkę z głowy.

Wątek z rodzicami spodobał mi się szczególnie. Mili, współczujący, nienarzucający się, ale po prostu trwający przy dziecku. Życzyłabym każdej nastolatce takiego kontaktu z rodzicami. Trochę inaczej sytuacja ma się z przyjaciółmi dziewczyny i to jest drugi ciekawy wątek. O ile dalsi znajomi stają na wysokości zadania i wspierają dziewczynę, gdy przyjeżdżają do niej nad jezioro, to jej najlepsza przyjaciółka jest przykładem antybohatera. Samolubna, wredna, okrutna. Miałam ochotę zdzielić ją przez łeb, a Zuzą potrząsnąć i powiedzieć, że nie zawsze warto być dobrym i uprzejmym dla wszystkich. W książce w ogóle jest cała galeria bohaterów i zdawać by się mogło, że jest ich za dużo, ale to na ich tle rozgrywa się historia głównej bohaterki, na jej tle widzimy relację dziewczyny z oboma ratownikami i dzięki temu możemy ujrzeć jej motywy działania.

Bardzo lubię książki, w których autor nie skupia się wyłącznie na dwójce bohaterów. Tu jest ich więcej i historia przez to zyskuje. To dzięki nim poznajemy różne sposoby radzenia sobie z problemami i rozwiązywania konfliktów. Dużo się dzieje, ale to też na plus, wszak historia dotyczy młodych ludzi, na wakacjach, do tego mamy swego rodzaju miłosny trójkąt, tu musi kipieć, buzować, musi się dziać. Jak jeszcze do tej mieszanki dodamy zazdrość to dostajemy naprawdę wybuchową historię.

Przekonałam was, że to historia idealna na lato i na relaks? Taka trochę ambitniejsza, ale lekka i przyjemna? To teraz zniszczę ten obraz, bo końcówka zdecydowanie wbije was w fotel. Zapamiętajcie sobie dokładnie historię opowiedzianą przez starego księdza i czytajcie przez jej pryzmat. Ja zapomniałam i na końcu nie wiedziałam, co z sobą począć.

Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o epilogu, w którym poznajemy krótkie historie wszystkich bohaterów pojawiających się w książce. Miło wiedzieć, co się z kim działo w przyszłości, w wielu książkach tego brakuje, a tu autorka miło mnie zaskoczyła.

Polecam, to jedna z lepszych historii miłosnych, jakie czytałam w ostatnim czasie.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu oraz





17 - 2021 Dziewczyna, która patrzyła z słońce Anna Szczęsna

 Wydawnictwo Kobiece 2021

376 str



Michał pisze horrory i ściga się, w rankingach i we własnej głowie z poczytną autorką powieści obyczajowych. Kiedy kupuje mieszkanie, jest szalenie zdziwiony, że naprzeciwko mieszka właśnie Justyna – jego konkurentka.

Dawno nie czytałam tak emocjonującej książki, w której w zasadzie nie ma nagłych zwrotów akcji. A to wszystko przez Michała, którego absolutnie nie znoszę i przez którego trochę nie umiem lubić tej książki i ocenić jej wysoko. Jest ciapowaty, niezdecydowany, kompletnie nieporadny. Taki anty-ideał. Kiedy akcja była opowiadana z jego perspektywy, bo toczy się dwutorowo, opowiada raz on, raz Justyna, to miałam ochotę warczeć i nie czytać dalej. I niby wiem, po co autorka go takim odmalowała. Wiem, że na jego przykładzie poruszyła mnóstwo ważnych rzeczy, jak objadanie kompulsywne, zajadanie stresu, samotność i możliwość manipulowania takimi ludźmi, jak on. Mamy tu przegląd przez nieśmiałość, chęć wybicia się i idącą za tym zawiść, taką zupełnie bezpodstawną, bo bez poznania źródła swego rzekomego problemu. Ja to wszystko wiem i doceniam, ale Michała nie lubię. I to nie lubię go do końca, choć wierzę w jego zmianę, która też jest ważnym głosem w powieści. Michał zmienia się pod wpływem impulsu, trochę wbrew sobie, ale jedna rzecz zapoczątkowała lawinę zdarzeń. I choć spotkanie z trenerem personalnym budzi moją największą złość, bo prawdziwy facet dałby takiemu gościowi w pysk i byłby spokój, to doceniam przekaz.

To skoro tak nie znoszę Michała to powinnam piać z zachwytu nad Justyną – wiecznie optymistyczną, dobrą, ułożoną. No jakoś nie, ale też nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię. Jest trochę za bardzo pozbawiona wad, bo umówmy się, poczucie winy w stosunku do rodziców wadą zdecydowanie nie jest. Dużo bardziej podoba mi się wykreowanie Marlenki, która jest przyjaciółką Justyny i agentką Michała. Postrzegana przez każdego z nich inaczej, świetnie opisana z dwóch perspektyw jest zdecydowanie najbardziej wyrazistą postacią. Być może właśnie przez to, że widzimy ją oczami dwóch osób.

Bardzo ciekawy jest wątek rodziców Justyny i jej stosunków z rodzeństwem. Zdecydowanie mój ulubiony wątek powieści i choć ostateczna decyzja Justyny, a szczególnie jej uzasadnienie, mnie zaskoczyły, to czekam na ciąg dalszy. To ważne, by mówić o toksycznych rodzicach, o tym, jak potrafią wpłynąć na dorosłych ludzi i ich życie.

Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy dwójki bohaterów. Czy Justyna przestanie być matką miłosierdzia, czy odnajdzie siebie. I czy Michał będzie mężczyzną, czy podkuli ogon i zwieje do najbliższej cukierni. Oczywiście nie mogę się też doczekać spotkania z mamusią Michała, bo ta dama skradła moje serce.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu oraz





16 - 2021 Powrót z piekła Magdalena Kawka

 Prószyński i S-ka 2021

440 str

Cykl: Lwowska odyseja tom 2



 

Wszystko się posypało. Rozpadły się przyjaźnie, dawne sympatie odeszły w cień, a Lwów jest pod rządami innego okupanta. Czy jednak naprawdę ma znaczenie, pod jakim butem trzeba się ugiąć?

 

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – pisała Wisława Szymborska w „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”. I to mogłoby być motto tej książki. Kiedy wydawać by się mogło, że wszystko jest jasne, ustabilizowane i już nic się nie zmienia, zmieniają się okoliczności i one jak nic innego, zmieniają ludzi. Zmiany te widzimy w każdym bohaterze. Gustaw na Syberii jest innym Gustawem, niż był we Lwowie, choć serce zostało to samo. Lilka też nie jest już pełna wzniosłych idei, walczy o życie, jak tylko umie, a butny Wiktor już tak bardzo jej nie imponuje. Nawet Orest, zdawać by się mogło niezłomny, trwały, też się zmienia. I choć serce boli, gdy bohaterowie dorastają, zbyt szybko, zbyt boleśnie, nie tak, jak dorastać się powinno, to jednocześnie się wie, że nie mogli inaczej. To była jedyna ścieżka ukuta przez historię i kocham tę książkę właśnie za tę prawdę. Nie ma tu ułagodzonych zdań, nie ma tu delikatności. Jest brutalna prawda, bolesna, okropna i stawiająca włosy na głowie. Ale jakże można inaczej pisać o tamtych czasach? Oczywiście, że ważne są daty, by zachować pamięć historyczną. Jednak pamięć historyczna to też coś więcej, to wspomnienia, wrażenia, emocje, które towarzyszyły ludziom wtedy. Bo my dziś nie jesteśmy ich w stanie zrozumieć. Nie potrafimy nawet zbliżyć się wyobraźnią do tego, co przeżyli. Dlatego tak ważne są takie książki, które oprócz prawd historycznych, niezaprzeczalnych, przedstawiają też historie ludzi, dla których te fakty były codziennością.

Rzadko się zdarza, żeby drugi tom trzymał poziom pierwszego, zazwyczaj coś kuleje, coś się nie zgadza. A dla mnie ten przewyższył „Porę westchnień, porę burz.” Więcej tu zdarzeń, więcej emocji  i więcej ludzi. I właśnie ci ludzie są mocną stroną książki. Magdalena Kawka przedstawia ich takich, jakimi są, niektórych się nie lubi, niektórym się współczuje. Ale to oni są nośnikiem całej historii, oni stają się karmicielami wesz, dzięki czemu można pogłębić wiedzę, oni pokonują trudy Syberii, byśmy dziś wiedzieli, jak tam było naprawdę. Uważam, że „Lwowska odyseja” powinna wejść do kanonu lektur szkolnych. Głównie ze względu na walory historyczne, choć i literacko nie można nic książce zarzucić.

Polecam absolutnie wszystkim, bo każdy wyniesie z tek lektury coś wartościowego. Ja wyniosłam mnóstwo przemyśleń o walce o niepodległość. Bo też kiedyś byłam, jak Lilka, która chciała biec, walczyć, robić coś. A może to ważne coś, co warto zrobić, to po prostu przeżyć? Ciekawa jestem, jaka będzie Wasza refleksja po lekturze.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu oraz 




15 - 2021 Wszystkie nasze chwile Karen Hattrup Przedpremierowo

 Chillibooks 2021 

393 str



Tucker nie chce rozstawać się po związku na lato. Ma nadzieję, że jedna impreza zmieni wszystko. W zasadzie na to samo ma nadzieję Erika, która co prawda nie lubi imprez, ale na tej ma nadzieję, przy pomocy Tuckera, się zresetować i wrócić do dawnego życia. Żadne z nich nie spodziewa się, co z tego wyniknie.

W podziękowaniach autorka mówi, że jest to książka o imprezach. Aż mną wstrząsnęło, gdy to przeczytałam, bo mówienie tak o tej książce jest kompletnie niesprawiedliwe i krzywdzące. Choć przyznaję, że na początku też uznałam, że będzie to świetna książka na lato, odprężająca i milutka. Myliłam się. Owszem, chwilami jest milutko. Historia Tuckera i Eriki jest słodka i dzięki niej robi się ciepło na sercu. Brakowało mi miłości, która nie jest wyuzdana, napakowana erotyzmem, a w zamian za to emanuje czułością, tkliwością, szczerością i jest budowana na przyjaźni. Kupili mnie w całości. I choć chwilami oboje zachowują się, jak szczeniaki, bo zamiast rozmawiać, dopowiadają sobie pewne rzeczy, ale na szczęście nie obrażają się. No, może po prostu nie na długo. Ważnym motywem jest też różnica wieku między bohaterami i postrzeganie ich przez ten pryzmat.

„Wszystkie nasze chwile” to również przepiękna powieść o szukaniu siebie. O byciu na tyle innym, że źle się czuje w swoim ciele, ale nie na tyle, by być outsiderem. Ale właśnie przez postrzeganie siebie samego, przez brak akceptacji samego siebie, bohaterowie podejmują różne decyzje i brną w różne sytuacje. Równocześnie piękne jest, jak otwierają się na siebie nawzajem, odkrywają wartość rozmowy i przyjaznej obecności drugiego człowieka. Tucker w pewnym momencie dostrzega, jak ważna jest obecność innych ludzi. Oboje mają oddanych przyjaciół i choć się z nimi kłócą, to jednak zawsze mogą na siebie liczyć.

Bardzo podoba mi się odmalowanie drugoplanowych bohaterów. Są bardzo mocno zarysowani, od razu wiadomo, kto jest kim i jaki będzie na kilku następnych stronach.

Narracja prowadzona jest dwutorowo, raz od strony Tuckera, raz od Eriki. Dodatkowym podziałem jest wyraźny podział na kolejne imprezy, na których bohaterowie się spotykają. Podoba mi się ten sposób opowiadania historii, choć przez to, że dzieje się tu i teraz, niewiele wiemy o przeszłości bohaterów i więcej musimy się domyślić. Jednak ta tajemnica też ma swój urok. Oni sami nie wiedzą o sobie wszystkiego, jedynie z plotek, a wiedza posiadana przez czytelnika mogłaby to zaburzyć.

Kolejną warstwą tej książki jest historia patchworkowych rodzin. Zdecydowanie podobał mi się ten wątek, uważam, że jest coraz bardziej na czasie i trzeba go poruszać. A tu dodatkowo, to rodzony ojciec jest dupkiem, a ojczym okazuje się być równym gościem. Tu również autorka wskazuje na otwartość, rozmowę i nie zamykanie się na nic.

Spodziewałam się spokojnej, uroczej historii. Dostałam pełną tajemnic i głębszego sensu powieść, która jednak rozczarowała mnie końcem. Za mało, za krótko, słowem: liczę na dalszy ciąg.


Pamiętajcie, premiera już za tydzień.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu ChilliBooks



14 - 2021 Król Bezmiarów Feliks W. Kres

Fabryka Słów 2021

702 str

Cykl: Księga całości tom 2 




Szerń i Szerer już znamy, choć nie można powiedzieć, że coś o nich wiemy. A tu Kres pokazuje nam Bezmiary, które są równie tajemnicze, straszne i... ciekawe.

 

Ledwo się człowiek otrząsnął po pierwszym tomie, w którym zdawać by się mogło, że jest wszystko, a dostaje drugi i tu już nie może się oderwać. Kres zabiera nas w podróż po morzu pirackim żaglowcem, ale jakim! Ten żaglowiec to postrach mórz, Cesarstwa i chyba każdego, kto słyszał o kapitanie Rapisie. To nie powieść, to ballada opowiadana w portowej tawernie i to przez świetnego bajarza. Tu czuć powiew wiatru, smak soli na ustach. Na wskroś przenika nas strach przy bitwach i abordażach. A to dopiero początek. Potem mamy szaloną intrygę, siły, o których lepiej nie mówić, a tu są rzeczywistością i mnóstwo dobrej przygody. Jeśli ktoś lubi morskie klimaty, dużo akcji i niekoniecznie ułagodzone słownictwo, odnajdzie się w tej lekturze, jak nigdzie indziej. Wszystko jest tak plastyczne, tak żywo opisane, jakby człowiek siedział tam, na pokładzie, albo w krzakach na wyspie i patrzył i chłonął. Oczywiście, nie brak tu brutalności, dosłowności opisów i ogólnych okropieństw, od których jeży się włos na głowie. Zdecydowanie nie polecam osobom o słabych nerwach i feministkom. Te ostatnie jeszcze by były skłonne do spalenia książki na stosie, tak rytualnie, a szkoda by było, bo nie dość, że kawał dobrej, polskiej fantastyki, to jeszcze wydanie pierwszorzędne.

 

Właśnie, wydanie. Oprócz pięknej, zintegrowanej okładki tłoczeń, wybłyszczeń i ilustracji, które nadal mnie zachwycają, jest jeden minus. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale książka jest za gruba. Ciężko się ją czyta, ciężko trzymać w dłoniach, a jak ktoś nie lubi zaginać grzbietów, to trzeba się sporo nagimnastykować. I choć zawsze jęczę, jak jest podział jakiegoś tomu, to tu by nie zaszkodził.

 

Kres to mistrz wyobraźni. Jego dzieło porywa, wsysa w wir przygody i nie chce wypuścić ze swych szponów. Nie znalazłam niczego, co byłoby niespójne, wszystko się ze sobą łączy, odsłaniając kolejne fragmenty opowieści. I zdawać by się mogło, że piraci, intrygi, potwory i to wszystko, co znajdziecie w książce, to za dużo. A ja wam powiem, że to za mało, że wciąż chce się więcej i więcej. Autor budzi w czytelniku głód, głód nie do zaspokojenia, nawet na ostatniej stronie. Bo przecież wiemy, że Księga Całości ma więcej, niż tylko te dwa tomy. I zawsze chce się więcej.

 

Zaszyjcie się w kącie, żeby wam nikt nie przeszkadzał, puśćcie szanty, weźcie kufel ulubionego... soku i zanurzcie się w przygodę.


Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu oraz



13 -2021 Pora westchnień, pora burz Magdalena Kawka

 Prószyński i S-ka 2021

536 str

Lwowska odyseja tom I


Lilka jest normalną dziewczyną. Dorasta, kocha, przejmuje się wyglądem i maturą. Spotyka się z koleżankami, marzy, śmieje się, przyjaźni się z całym tyglem narodowości, który za swój dom uważa Lwów. Aż nagle Żyd to wróg, Ukraińcy coraz bardziej są niezadowoleni z obecnej sytuacji i na dodatek wybucha wojna. Co się stanie z Lilką i jej rodziną? Co stanie się z przedwojennym Lwowem?

Akcja książki mogła dziać się w każdym mieście. Bo w każdym mieście w czasie wojny ludzie tak samo się bali, tak samo kombinowali, by przeżyć kolejny dzień, tak samo walczyli. Jednak autorka wybrała Lwów i dzięki temu książka jest szalenie ciekawa nie tylko historycznie, ale przede wszystkim społecznie i psychologicznie. Cały wstęp o nastrojach ludności, o wzajemnych animozjach lub przyjaźniach, a tym, jak wszystko zaczęło się kotłować jest fenomenalnym zabiegiem. Idziemy krok w krok za bohaterami, towarzyszymy im w szczęśliwych chwilach, przez wybuch wojny, kapitulację Lwowa i okupację rosyjską. Widzimy, jak się zmieniają, jak inaczej patrzą na otaczający ich świat i ludzi. To tutaj wychodzą najczarniejsze zakamarki duszy ludzkiej i błyska człowieczeństwo. Autorka nie jest delikatna. Bo i wojna taka nie była. Nie szczędzi okrutnych opisów, brutalnej wojennej rzeczywistości przed którą nie ucieknie ani starzec, ani niewinne dziecko. Tu rządzą silniejsi, ci z układami, a te układy czasem drogo kosztują.

Historia mówi o suchych faktach. Magdalena Kawka mówi o emocjach, o naturze ludzkiej, która prowadzi bohaterów w różne miejsca i rządzi nimi w poszczególnych okolicznościach. W sposób okrutny, ale nader prawdziwy pokazuje, jak wojna może odczłowieczyć, jak człowiek może być dla drugiego obcy, choć niedawno byli, jak bracia. I jak władza potrafi odebrać najmniejsze ludzkie odruchy. Jednak nie bójcie się, są też jasne gwiazdy na tym ciemnym niebie, są iskierki nadziei wśród okupantów, wśród żołnierzy i zwykłych ludzi. Jest tu też dużo dyskusji o patriotyzmie, trudnych, czasem zupełnie przewracających nasz punkt widzenia. Ale to także cenne. Przez tę książkę nie da się przejść ot tak, bez zamyślenia. Ona porusza w człowieku wszystko, emocje, rozum i każe na nowo się zastanowić nad rzeczami zdawać by się mogło już dawno ugruntowanymi.

To przepiękna opowieść o starych, ale i o młodych, o pokoleniu naznaczonym śmiercią, bólem i rozpaczą. „Tak się dorasta do trumny, jakeśmy w czasie dorośli” pisał Baczyński, wspominany parokrotnie w książce, w wierszu „Pokolenie”. To jego pokolenie, wiedział co pisze. Oni tak dorastali, szybko, gwałtownie, intensywnie.

To przepiękna opowieść o uczuciach. Uczuciach w każdym odcieniu, każdym wydaniu i o każdej mocy. Mamy tu ogromną zazdrość, nienawiść, przyjaźń, oddanie, współczucie… Wszystko. Lwów był miejscem, gdzie stykały się narodowości i kultury, to zawsze budzi emocje, to nigdy nie jest nijakie, ale mocno jakieś.

Dziękuję autorce, że tak pięknie opisała, co w ludziach siedzi, że wplotła to w prawdę historyczną i dała nam kolejną lekcję tolerancji i braterstwa. Bo nie ważna jest narodowość, ważne jest, co siedzi w człowieku.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu oraz



12 - 2021 W blasku dnia Alter ego II Edyta Świętek

 Replika 2021

368 str

Alter ego tom II











Czy da się pokochać kogoś ze snu? To pytanie już chyba padło, prawda? Nie, to nie jest recenzja pierwszego tomu, choć nadal mamy dużo magii, romantyzmu i miłości.

Trudno opisać drugi tom tak, by nie zdradzić części fabuły z pierwszego, więc na tym etapie napiszę, że należy przeczytać pierwszy, by zrozumieć i mieć radość z drugiego. A teraz proszę osoby, które nie czytały pierwszej części o nieczytanie dalej.

Nina się zmienia, próbuje wyjść ze swej skorupy, choć wcale nie jest to łatwe. Ale ma przy sobie przyjaciół. Choć i oni idą dalej, bo świat nie stoi w miejscu. I to z jednej strony jest dla Niny błogosławieństwo, bo czas może nie leczy ran, ale pomaga na tęsknotę, ale jednocześnie przekleństwo, bo przydałoby się iść dalej. To piękna opowieść o wierności, nawet po śmierci, o próbie układania sobie życia bez zamykania rozdziału. To też opowieść o próbie zawierzenia drugiej osobie i o ogromnej dozie niepewności, którą można nosić w sobie. Nina ma podwójny powód, jest wszak czarownicą, a słowa babci o tym, że czarownice mają problem z prawdziwym uczuciem. Zawsze z tyłu głowy jest myśl, że ktoś został zaczarowany. A Kordian nie popuszcza. Dodatkowo niepewność budzą obrazy mężczyzny. I choć wierzy mu, ze ją wyśnił, to całość jest naprawdę nie z tej ziemi.

To nie jest książka dla osób, które nie wierzą w zjawiska nadprzyrodzone. Nie znajdą w niej przyjemności, choć z mojej strony serdecznie zachęcam je do sięgnięcia po „W blasku dnia”. Wszak miłość też ma w sobie magię, a o niej chętnie czytamy. Dla mnie ta powieść jest, jak z bajki, ale takiej, w której bez problemu można się znaleźć. To nie jest wielka magia, raczej jej subtelna odmiana, wnosząca nadzieję, radość i promienie słońca w szarą rzeczywistość. A jednocześnie jest szalenie życiowa, bo każdy z nas może się borykać ze stratą, odrzuceniem, czy wykorzystaniem przez innych. Ten tom jest ogromnie emocjonalny. Rodzi mnóstwo pytań. Czy można być szczęśliwym, jak już kiedyś miało się szczęście na własność? Jak zbudować życie, kiedy runęło, zanim naprawdę się zaczęło? Dodatkowo autorka nie oszczędza swoich bohaterów, a końcówka zrodziła we mnie naprawdę brzydkie uczucia. Tak się nie robi, nie wolno tak traktować swoich bohaterów i czytelników. Myślałam, że serce mi wyskoczy. Jednak dla mnie to też taki moment przełomowy, takie odczarowanie rzeczywistości, gdy wszystko wskakuje na swoje tory. Bez tego nie byłoby pełnego zamknięcia historii.

Będę wracać do historii Niny. By poczuć magię, by znaleźć odpowiedzi na pytania, które pojawiają się na różnych etapach życia, by poczuć, że zawsze jest jakieś wyjście. A sceptykom powiem, że każda bajka ma ziarno prawdy.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu oraz



Łączna liczba wyświetleń