20 - 2022 Ania z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery

 Wydawnictwo MG 2022

Wydanie ilustrowane

528 str









Ania Shirley przez pomyłkę trafia do domu Maryli i Mateusza. Miała być chłopcem do pomocy, jest dziewczynką – gadatliwą, wpadającą w kłopoty, nie dającą się nie kochać. Dajcie się porwać na Wyspę Księcia Edwarda, na Zielone Wzgórze, do pokoiku na facjatce.

Lata mijają, a Ania wciąż zachwyca. I bez względu, ile ma się lat, wejście do jej świata zawsze jest wspaniałe i rozświetla nawet najbardziej ponury dzień. Wydawnictwo MG wydało powieść w nowej szacie graficznej i starym tłumaczeniu Rozalii Bernsteinowej, z 1911 roku. Piękna, zachwycająca wręcz, delikatna okładka skrywa wnętrze z pięknymi ilustracjami. Mamy tu ryciny przedstawiające kwiaty z podpisami łacińskimi, jak i te pokazujące Anię. Cudnie się czyta „Anię”, która jest takim miłośnikiem piękna i widzi je na każdym kroku, gdy ma się tak piękne wydanie.

Nie wypowiem się na temat tego, które wydanie jest lepsze, to, czy z nowym tłumaczeniem. Po prostu nie znam nowego wydania, nie umiem więc nic na ten temat powiedzieć, a stare pamiętam z młodości i mam do niego szalenie wielki sentyment. Dzięki temu, po latach, zanurzyłam się w świecie Ani, jakbym wchodziła do znanego mi domu, do przyjaciół. Otuliła mnie ta opowieść, od razu pojawił się uśmiech rozrzewnienia i zrobiło mi się błogo i cudownie. Bo taka właśnie jest opowieść o Ani – przenosi w cudowny, wręcz idylliczny czas, gdzie wszystko jest piękne, wszystkim można się zachwycić i zobaczyć cudowność świata.

Kocham Anię. Kocham jej pozytywne przesłanie, miłość i przyjaźń bijące z każdej strony. Chętnie uczę się od niej pogody ducha i wyciągania wniosków z każdej sytuacji. Życzę każdej dziewczynce, żeby znalazła w Ani przyjaciółkę, zachłysnęła się jej światem. Bo mimo, że Ania żyła dawno temu, to jej problemy, zmartwienia i przygody można bez problemu przenieść na nasze podwórko. Każda dziewczynka ma jakiegoś denerwującego ją Gilberta, każda marzy o jakimś stroju lub wielkim przyjęciu. Ania jest nam bliższa, niż się wydaje. A jednocześnie pragnę bardzo gorąco, by” Ania z Zielonego Wzgórza” nie była lekturą obowiązkową, bo zabije to chęć czytania o jej przygodach w wielu dziewczynkach, a chłopców zabije po prostu.

„Ania z Zielonego Wzgórza” jest ponadczasowa. Uczy wrażliwości, poczucia piękna i znajdowania dobrych stron w każdej sytuacji. To idealna lektura na lato, na zimowe wieczory, na chandrę i niemoc czytania. Po prostu na wszystko. A w takim wydaniu po prostu warto ją mieć na półce.


Za egzemplarz dziękuję



19 - 2022 Gwiezdny zegar Za górami Fracesca Gibbons

 harperkids 2022

544 str













Nasz świat jest światem, gdzie nie wierzy się małym dziewczynkom i starym ludziom. I to zdanie powinno być sztandarowym opisem tego, co i dlaczego w książce się dzieje.

Nikt nie wierzy Imogen i Marie, że przeżyły przygodę w Jaroslawiu. Nawet mama, a to już jest przerażające. Nawet, gdy pani Haberdash mówi, że w jej ogrodzie mieszka potwór i nawet go fotografuje. To skłania dziewczynki do ponownego zanurzenia się w świat za drzwiami, a jak dowiadują się, że owym „potworem” jest Zub i przyszła po niego ćma, nie mają wątpliwości. Według nich nic nie może pójść nie tak, wpadną tylko na chwilę, zrobią zdjęcia, mama im uwierzy i wszyscy będą znów szczęśliwi. Zub ma inne zdanie na ten temat, ale kto by słuchał skrzeta? Dzieci wchodzą za drzwi, ale zaraz za nimi wchodzi niedowierzający Mark i zatrzaskuje drogę powrotną.

Tej opowieści się nie czyta, przez nią się płynie. Od przygody do przygody, od miasta do miasta, odkrywając kolejne tajemnice, kolejne pokłady ludzkiej, lub nie, zawiści, ślepoty na to, co ważne, dobroci, piękna, zagadek i tego wszystkiego, za co pokochaliście pierwszy tom. Dla mnie ten jest jeszcze piękniejszy, bo mocniejszy psychologicznie. Mamy tu sporo dojrzewania, ale nie tylko dziecięcego, tu dorośli stanowią problem. I to jest piękne, takie pokazanie, że dorosły nie jest pępkiem świata i nie pozjadał wszystkich rozumów, może błądzić, mylić się i to czasem właśnie dziecko, idąc za sercem, wie lepiej.

Na początku miałam wątpliwości, czy ta książka faktycznie jest dla dzieci. Sporo tu Anneszki i krutymuży – potworów porywających niegrzeczne dzieci, przy czym niestety nie są tylko straszakiem. Są bezwzględne, straszne i brutalne, a Anneszka też do miłych pań nie należy. Oczi też dodaje swoje trzy grosze przez to książka jest bardzo mroczna, dużo bardziej, niż pierwszy tom. Ale potem pomyślałam sobie, że czytelnik dorasta razem z książką, a autorka szczędzi szczegółów, to tylko wyobraźnia podpowiada okropne obrazy, więc może jednak warto pozwolić dziecku czytać. Bo z tych wszystkich sytuacji też wynika nauka, na nich buduje się przyjaźń dzieci, ich poczucie odpowiedzialności i odwaga do stawiania czoła przeciwnościom. To również na tym tle ukazani są zastraszeni lub zamknięci w swoim pojmowaniu tego, co dobre, a co złe dorośli.

Kocham „Gwiezdny zegar” Za przepiękne ilustracje, za mądrą treść i za to wszystko, co podaje między wierszami. A najbardziej za to, że odnajdą w nim przyjemność zarówno dorośli, jak i dzieci. Książki łączące pokolenia są bardzo potrzebne, a to jest jedna z nich.

Za egzemplarz dziękuję



18 - 2022 Za duży na bajki Agnieszka Dąbrowska

 Agora dla dzieci 2022

288 str











Waldi ma nadopiekuńczą mamę i szurniętą, mega aktywną ciotkę. A raczej ciotkę mamy, ale to jest istotne tylko w kwestii wieku zażywnej pani.  Kiedy zamieniają się miejscami, ze względu na pobyt mamy Waldusia w szpitalu, musi się coś dziać. I dzieje się.

„Za duży na bajki” to książka kierowana do nastolatków, ale powinien ją przeczytać każdy wszystkowiedzący dorosły. To lustro, w którym doskonale widać wszystkie nasze wady, przekonania i działania, które w zamierzeniu może są i słuszne, ale w efekcie końcowym zawsze odwracają się przeciw nam. Waldi dorasta, przestaje być dzieckiem, staje się młodym mężczyznom, ale jego mama zdaje się tego nie dostrzegać lub świadomie ignorować. Dopiero ostre zderzenie z rzeczywistością w postaci ciotki Mariolki pokazuje, że chłopak jest kompletnym ciamajdą. I na to można przymknąć oko, bo z tego można raz dwa wyrosnąć, a raczej dorosnąć do innego traktowania dzieci, to inna rzecz jest po prostu straszna. Mama Waldiego go okłamuje, nie boję się tego słowa, karami go bajkami, nie dostrzegając mądrości własnego dziecka. I nie chodzi mi o bajki, opowieści, którymi raczy go przed snem lub w razie problemów. Te są naprawdę piękne i są jedną z kilku rzeczy, które mnie w tej książce zachwycają. Wzruszające, z morałem tak cudownym, że sama długo się nad nim zastanawiałam. Ale ona go karmi różnymi bajkami na temat życia. Pamiętam, jak miałam cięższy okres i nie chciałam martwić dzieci, więc mówiłam, że jest ok, a płakałam po kątach. I wtedy mój syn, młodszy od bohatera, powiedział, żebym w końcu powiedziała prawdę, bo on bardziej się martwi, jak nie mówię. Dzieci widzą i wiedzą więcej, niż nam się wydaje, drodzy dorośli czytelnicy i mam nadzieję, że właśnie taka nauka wypłynie do was z tej książki.

No ale dość pouczeń, choć ta książka to tak naprawdę jedna wielka terapia stosunków rodzice-dzieci. „Za duży na bajki” jest przede wszystkim szalenie zabawny.  Nie da się tego czytać bez wielkiego uśmiechu na twarzy zastępowanego głośnym śmiechem. Waldek jest tak wspaniałym narratorem, że nawet te gorzkie, trudne chwile wywołują uśmiech na twarzy i nie wydają się aż tak straszne.

To najlepsza książka przeczytana przeze mnie w tym roku i nie wiem, czy coś ją przebije, mimo tego, że jeszcze dobrze rok się nie rozkręcił pod względem mądrości, uważności i humoru. Polecam małym i dużym, choć tym drugim ciut bardziej. Bo każdy z nas pragnie pięknych opowieści, ale każdy jest równocześnie za duży na te bajki, które sprawiają, że bardziej się martwimy.


Za egzemplarz dziękuję



17 - 2022 Najgorszy dom Magdalena Majcher PRZEDPREMIEROWO

 W.A.B.

352 str










Łucja przed laty została wyrzucona z domu. Dziś, gdy jest prywatnym detektywem i wszystko ma w miarę poukładane, ostatnią rzeczą, jakiej pragnie, jest wrócenie tam. A jednak jedzie do tego miejsca, odgrzebuje stare rany i tworzy nowe, by odnaleźć siostrę, która zniknęła bez śladu. Czy pokona demony przeszłości, czy dopadną ją nowe?

Tej książki nie da się przeczytać na raty. Porywa, wciąga, a potem nie chce wypuścić, choć echo ostatniego zdania dawno już wybrzmiało w pamięci. Zostaje w zakamarkach umysłu, drąży niespokojnymi myślami duszę i nie daje spokoju długo po skończeniu. I chyba nigdy już się od tej książki nie uwolnię. Choć to nie są tematy, których nie znam. Jako pedagog resocjalizacji doskonale znam nie tylko zjawisko wykorzystywania seksualnego, ale też jego konsekwencje, zachowanie ofiar, policji i wszystkich z tym związanych. Czasem piękne, wspierające, czasem takie, że wcale nie trzeba się dziwić, że ofiary nie zgłaszają sprawy na policję. Znam te mechanizmy i właśnie przez to wiem, jak bardzo potrzebna jest ta książka, jak istotne jest w niej każde słowo wypowiedziane w tym temacie. Bo niestety nadal pokutuje przekonanie, że kobieta sprowokowała, kobieta była winna, bo coś zrobiła lub czegoś nie zrobiła. Nie traktuje się poważnie kobiecego „nie”, przyzwala się na chamskie, brutalne i okrutne zachowanie mężczyzn i jeszcze się ich usprawiedliwia. Co gorsza, robią tak nawet najbliżsi ofiar, z czym już kompletnie się pogodzić nie mogę. I za to dziękuję Magdalenie Majcher. Za to, że w historii Łucji zawarła tyle innych historii kobiet, dzieciaków i innych skrzywdzonych osób. I za Sylwię, której niby „nic się nie stało”. To kolejny mit, kolejna ważna postać wołająca głosami wielu.

Ta historia pokazuje, jak krzywdzący jest sam akt molestowania, jak wpływa na dalsze życie, relacje, postrzeganie siebie, kreowanie własnego wizerunku i na to, co ofiara widzi w lustrze, ale też, co się dzieje w relacjach rodzinnych, kiedy najbliżsi zawodzą. „Najgorszy dom” jest miejscem, które chce się zrównać z ziemią, zniszczyć i nigdy do niego nie wracać. Jednak on zakorzenia się w pamięci, tak jak ta książka zakorzeni się w sercu czytelnika. Nie da się za sobą zamknąć drzwi i zapomnieć o tym, co się przeczytało. O całej podłości rodziny Łucji, o zaprzeczaniu, kłamstwach, manipulacji i krzywdzie, która nie stała się dawno temu, ale która nadal się dzieje.

Koniec historii przeraża, wstrząsa i staje się kubłem zimnej wody na łeb tych, którzy wierzyli, że coś jednak się jeszcze dobrego w tym wszystkim tli. Bo życie to nie książka, tu nie zawsze przybywa rycerz na białym koniu, a wszyscy żyją długo, szczęśliwie i w przyjaźni. I za to cenię książki autorki, za życiową prawdę, za brutalne zderzanie z rzeczywistością. A jednak chciałabym przeczytać dalszą część losów Łucji. Część, w której z podniesioną głową staje przed sądem i mówi głośno i wyraźnie o tym, że została skrzywdzona. I idzie dalej przed siebie, wolna.

A czytelnikom życzę, by nigdy nie musieli stanąć po tej stronie, co Łucja. A jeśli staną po przeciwnej, niech pamiętają, że „nie” znaczy dokładnie to, co znaczy. Nawet, jeżeli wcześniej ktoś powiedział „tak”.


Za egzemplarz dziękuję



16 - 2022 Po tamtej stronie chmur Tomasz Betcher

 W.A.B 2022

320 str











Teodor i Bruno przychodzą na świat praktycznie jednocześnie, ale jako bliźniacy są diametralnie różni. Łączy ich jedynie pasja latania, choć każdy lata w innym celu. Magda i Wiktoria co prawda nie są bliźniaczkami, ale różnią się chyba bardziej od wspomnianych wcześniej braci. A co może łączyć dwie kobiety żyjące współcześnie z mężczyznami, którzy musieli sprostać wymaganiom czasów wielkiej wojny?

Książka z historią w tle musiała znaleźć się w moich rękach, a wiadomość, że to pierwszy tom serii sprawiła, iż zapragnęłam jej jeszcze bardziej. I nie zawiodłam się, bo powieść porywa od pierwszych stron i trzyma w napięciu do ostatniego zdania. I nie ma znaczenia, czy mówimy o współczesności, czy o czasach współczesnych Brunowi i Teodorowi. Choć nie będę ukrywać, że te dalsze czasy ciekawiły mnie bardziej pod względem historycznym, ale autor daje też radę we współczesnej obyczajówce. Tu nie ma ckliwego romansu, złamanych serc i wielkich przemów. Jest zwykłe, czasem nudne, a innym razem okrutne życie. I dobrze nakreślone sylwetki bohaterów, którzy mają wady i zalety, a także chwile załamania. I tyczy się to zarówno postaci z przeszłości, jak i tych żyjących współcześnie. Dzięki temu od razu można sobie wyrobić odpowiednie zdanie o każdej z nich, polubić ją, współczuć lub nienawidzić. I choć niekiedy okoliczności zmieniają chwilowe uczucia, to jest to tym bardziej ciekawe, bo wszak nawet największy łotr miewa przebłyski i można mu współczuć.

Nie mniej zachwycająca jest cała fabuła, pełna tajemnic, niedomówień i spraw z przeszłości mających ogromny wpływ na teraźniejszość. To, jak autor przeplata kiedyś z teraz, sprawia, że nie można się od książki oderwać. Ja sama pochłaniałam ją strona po stronie, nie mogąc nasycić się treścią. I choć czasami jest bardzo brutalnie, a do tego autor pisze tak plastycznie, że wszystko staje przed oczyma i czasem trzeba te oczy zamknąć na nadmiar okrucieństwa, to niczego bym w tej powieści nie zmieniła. Wszystko jest idealnie wyważone, na swoim miejscu. Przeplatanie czasów pozwala na chwilę oddechu, ale też nie wieje nudą, bo i w dziś Betcher zamknął niejedną tajemnicę.

A nie, jednak coś bym zmieniała w tej książce. Liczbę stron. Jest jej zdecydowanie za mało. I kończy się na szczycie oddechu. Mam jednak nadzieję, że kolejne tomy będą trzymały poziom i znów będę mogła się zanurzyć w literacką ucztę historyczno-obyczajowo-psychologiczną.

Za egzemplarz dziękuję


Łączna liczba wyświetleń