11 - 2021 Północna granica Księga całości Feliks Kres

 Fabryka Słów 2021

350 str











Na początku to Szerń obdarzała inteligencją. Jednak potem przybył Aler ze swoimi istotami rozumnymi. A dziś nadchodzi wielkie starcie obu sił.

 

Nadszedł Kres. I to Kres taki, jakiego się nie spodziewaliście. Przynajmniej częściowo. Kiedy autor w 2010 ogłosił urlop wiele osób było zawiedzionych i wiele nie spodziewało się, że ten urlop będzie tak długi. Ale w końcu się skończył, pisarz powraca z nowym wydaniem Księgi Całości i dodatkowo obiecuje, że tym razem dwa końcowe tomy powstaną i naprawdę nastanie kres historii. Jednak na początku tym, co nie znają autora, lub zapomnieli, o czym mowa przybliżmy pierwszy tom porywającej serii fantasy spod pióra polskiego pisarza.

Armektańczycy strzegą północnej granicy przed wrogiem. Tak było od zawsze i honorem było walczyć na tamtejszych stanicach. Aż tu nagle okazuje się, że wszystko, w co wierzyli może okazać się zupełnie inne. Wszystko się zmienia, choć służba i wierność pozostaje bez zmian. Czyli mamy tu w zasadzie wszystko, co lubią miłośnicy fantasy. Honor, poświęcenie, wielkie bitwy. I okropnego autora, który za nic ma uczucia czytelnika i poniewiera bohaterami w lewo i prawo. Tu nie ma litości, tu są bezwzględne prawa wojny, choć i ta jest łaskawą panią i potrafi pokazać miłe oblicze. Jeśli ktoś szuka jednak delikatnej magii, elfów i porywającej miłości, niech zmieni adres, bo Kres go nie zachwyci. Kres pisze kawał mocnej, brutalnej fantastyki, gdzie magia nie tworzy tęczy i mostów do pięknych światów, a potwory, a te naprawdę są szkaradne i wstrętne. Jak jest bitwa, to są trupy, jak są trupy, to jest krew. Ja to kupuję i mnie się to podoba, choć kocham też te piękne i subtelne opowieści.

Co mnie zachwyca w „Północnej granicy”? Opisy bitew. To zdecydowanie największy plus całej książki. Są tak realistyczne, tak nasycone emocjami, że miałam wrażenie obecności na polu bitwy, a to wcale nie łatwe uczucie, bo, jak wspominałam, dzieje się wiele. Autor słowem maluje cały obraz bitwy, ze wszystkimi jej odcieniami i z każdej strony. Przez ten zabieg, uczestnicząc jakby w bitwie jest się równocześnie jej obserwatorem i wie się o każdym potknięciu i każdym zwycięstwie.

Ja wiem, że ci, którzy mieli „Księgę całości” w poprzednim wydaniu mogą się poczuć zawiedzeni, bo nie skończą serii. Jednak ta jest tak piękna, że naprawdę warto ją mieć. Srebrny grzbiet, błyszczące elementy zbroi i zintegrowana okładka robią takie wrażenie, że dla samego wyglądu warto mieć to wydanie na półce. Jeśli dodamy do tego fantastyczne mapy po wewnętrznej stronie okładek i ilustracje w tekście, to otrzymamy prawdziwą perełkę. Do tego książka posiada wstążkę jako zakładkę. I choć początkowo moje czytelnicze serce czuło pustkę za papierową zakładką z motywem z książki, to po czasie uznałam ten wynalazek za najlepszy na świecie.

Z niecierpliwością czekam na resztę. By w końcu nastał kres „Księgi Całości”.


Za książkę dziękuję wydawnictwu oraz





10 - 2021 Najlepsze przed nami Zuza Kordel PRZEDPREMIEROWO

 Chilli Books 2021

382 str













Aniela chce uciec od rodziców, Łukasz od strasznej przeszłości. Oboje chcą zacząć od nowa, o własnych siłach. Ale miłość ma inne plany i przychodzi szybciej, niż jeżdżą wychuchane autka tej dwójki.


Jeśli spodziewacie się porównania twórczości Zuzy Kordel z twórczością jej mamy, Magdaleny, to niestety muszę Was rozczarować. Nie porównuję książek z ich adaptacjami filmowymi, nie porównam też książek obu pań, bo one same są odrębnymi ludźmi, z odrębną historią i przemyśleniami.

Spodziewałam się lekkiego romansu, z przejściowymi kłopotami, który mnie zrelaksuje i wprawi w dobry nastrój. I coś takiego dostałam Jednak po wczytaniu się bardziej okazało się, że te problemy są ciut większe, niż się spodziewałam. I niestety, tu pierwszy minus dla książki. O ile przeszłość Łukasza, sprawa uzależnienie i współuzależnienia, to, jak nałóg wpływa na osobę biorącą, jak i na jej bliskich potraktowałam jako dobre tło, to wrażenie zniknęło po przeczytaniu podziękowań autorki. Okazało się bowiem, że to wcale nie miało być tło, a problem, który chciała poruszyć. Jak dla mnie był zaledwie zarysowany, ledwo muśnięty. I o ile jest to w porządku w książkach rozrywkowych, to żadnych głębszych przemyśleń u mnie nie wywołało. Zrobił to natomiast dopiero właśnie wpis Zuzanny Kordel na samym końcu książki. Wolałabym, by przekaz był mocniejszy. To samo tyczy się chorób, zwykłych i psychicznych. Ważne tematy, a tu przez ich delikatne potraktowanie umykają. Oczywiście, nie wszystko musi być brutalne i wyłożone, jak kawa na ławę, ale brakowało mi większej dosadności.

Jeśli już jesteśmy przy minusach, to niestety przyczepię się do czegoś, czego w zasadzie nie powinnam, bo forma jest jak najbardziej poprawna językowo. Jednak używanie w potocznej mowie młodych ludzi imienia w poprawnej formie wołacza mnie razi. "Łukaszu", "Kubo" sprawiało, że otrząsałam się z historii, by zastanowić się, czy naprawdę ktoś tak mówi. Jednak uważam, że to zdecydowanie nie jest coś strasznego, biorę pod uwagę, że to debiut i chodziło o staranność językową. Wierzę, że z czasem autorka otrząśnie się z tej sztywności i nada rozmowom więcej realizmu. Choć za rozmowę z Eli kocham ją całym sercem i ubawiłam się do łez.

Żeby jednak nie było tak mocno krytycznie, to czas na plusy, bo tych książka zebrała sporo. Bardzo podoba mi się forma przekazu. Skakanie między teraźniejszością, a przeszłością w formie wspomnieć sprawiło, że miałam pełny obraz sytuacji. I choć tajemniczy "on" przewijał się wielokrotnie, to przez ten zabieg w zasadzie do końca nie wiedziałam, kto bruździ w historii bohaterów.

Dla mnie największym przesłaniem historii nie jest motyw współuzależnienia i wychodzenia z nałogu, nie jest to też pomoc w tym procesie, a szczerość. Przez całą książkę to właśnie wysuwało się dla mnie na pierwszy plan i jest najważniejsze. Szczerość na wielu płaszczyznach, w związku, wśród przyjaciół, w rodzinie.  I to nie tylko szczerość, jaką rozumiemy na co dzień, ale też kwestia ukrywania prawdy, która potrafi prowadzić do katastrofy większej nawet, niż kłamstwo. Idąc dalej tym tropem to też powieść o zaufaniu i zawierzeniu drugiej osobie. I jako taka jest dla mnie absolutnie piękna.

Urzekła mnie też prostota i lekkość wyrażania się (prócz niektórych sztywnych dialogów). To zdecydowanie wpłynęło na odbiór książki jako tej lekkiej, przyjemnej i odprężającej. Trochę humoru, trochę smutku, wszystkiego po trochu, jak w życiu.

Dobrze bawiłam się przy lekturze. Było kilka potknięć, ale z chęcią przeczytam kolejne powieści, by zobaczyć, jak rozwija się warsztat autorki. I czy porzuci te obrzydliwie poprawne wołacze.


Pamiętajcie, premiera już 14 kwietnia!


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Lubimy Czytać i autorce.

Łączna liczba wyświetleń