3 - 2020 Motyl i skrzypce Kristy Cambron PRZEDPREMIEROWO

Znak 2020
380 str
Cykl: Ukryte arcydzieło, tom I
Przekład Marcin Sieduszewski



Adele to ulubienica Austrii. Uzdolniona muzycznie skrzypaczka, piękna i uprzejma kradnie serca oficerów Trzeciej Rzeszy. Jednak jej serce jest oddane zwykłemu kupieckiemu synowi i... Żydom, których desperacko pragnie uratować z ogarniętego nazistami Wiednia. Niestety nie wszystko idzie po jej myśli i na polecenie ojca staje się więźniarką w Auschwitz Birkenau. Zostaje po niej obraz, portret, który próbuje odnaleźć Sera.
Dziś, w 75 rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, zapraszam Was na recenzję.

Bałam się tej książki, bałam się jej wydźwięku, jej każdego słowa, jej fabuły, która na pewno rozerwie serce. A jednocześnie wiedziałam, że nie mogę obok niej przejść obojętnie, bo o tamtej prawdzie nie wolno nam zapomnieć, co zresztą podkreśla sama autorka. Bałam się też podejścia kogoś z innego świata, nie z Polski, na tamten temat, bo nie trzeba nikomu mówić, jakie emocje i jakie przekłamania krążą wokół obozów zagłady. Dostałam jednak książkę bardzo dobrze wyważoną, delikatną, o ile można mówić o delikatności przy takim temacie. Autorka z ogromną empatią i wyczuciem pokazała całą historię, a przeplatanie fragmentów z obozu momentami dziejącymi się w rzeczywistości pozwala wziąć oddech wtedy, kiedy łzy zaczynają ściskać gardło. Dzięki temu ten nielekki temat staje się bardziej przyswajalny, bardziej do ogarnięcia, przy czym nie można tego mylić ze zrozumieniem.
Kristy Cambron oplata swoją historię wokół obrazu uratowanego z obozu. I jak malarz tworzy swoje dzieło pędzlem, tak ona słowami odkrywa przed nami piękno i nadzieję w miejscu, gdzie zdawałoby się, nie ma już nic.Maluje osoby heroiczne, strachliwe, załamane i walczące o resztki człowieczeństwa. Pociągnięciami pędzla tworzy historię ludzi, którzy kiedyś chodzili po ulicach Wiednia, ukrywali się, ratowali innych. Ostrymi konturami oddziela nazistów, pastelami tworzy dziecięce twarzyczki, delikatnymi zmarszczkami kreśli piętno śmierci. W ten trochę zaskakujący sposób pokazuje rzeczywistość tamtych czasów. Oczywiście tylko jej wyrywek, mały fragment i kilkoro uczestników, część fikcyjnych, część, jak Omara, tylko ze zmienionymi personaliami. Wraz z Adele przechodzimy przez wszystkie fazy obozowej rzeczywistości. Podczas lektury miesza się w czytelniku niedowierzanie (głównie w to, że ojciec mógł narazić swoje dziecko na taki los, a może bardziej, jak można było być tak zapatrzonym w Hitlera, żeby robić takie rzeczy), smutek, obojętność i głęboka depresja z małymi przebłyskami nadziei i wiary w ludzi, któzy w takich sytuacjach nadal potrafili się nawzajem ochraniać i wspierać. Mimo to uważam, że jest to dobra książka do rozpoczęcia przygody z literaturą obozową. Nie epatuje brutalnością, przemocą i strachem, choć spokojnie i metodycznie je opisuje. Daje pełny obraz, ale dużo zostawia sferze domysłów. Dodatkowo daje też pole do popisu wszelkim detektywom amatorom, którzy na równi z Serą chcieli odnaleźć portret skrzypaczki i poznać jego tajemnicę.
Motyl i skrzypce to powieść, w której ogromną rolę przypisuje się Bogu. Ogromne zaskoczenie, bo jak Bóg i nadzieja od niego idąca w tak koszmarnym miejscu? A jednak, jak się nad tym mocniej zastanowić, autorka ma rację pokazując tych ludzi nie od strony załamania i beznadziei, ale w obliczu tego, co ich trzymało przy życiu. Nawet szokujący napis nad bramą Auschwitz nabiera tu większego sensu, choć dla nas, współczesnych, był tylko kpiną. Jedynie kwestia Boga trochę mnie drażniła w rzeczywistości, ale wierzę, że jest to poparte doświadczeniami autorki i tym, z jakimi ludźmi ona sama się spotyka, bo ona sama bardzo mocna jest w wierze zakorzeniona.
Nie należy zapominać, że książka jest fabularyzowaną wersją historii i nie wolno się w niej dopatrywać jedynej i słusznej prawdy historycznej. Bardzo pomocne są daty, którymi rozpoczynają się rozdziały, które mają dokładne odzwierciedlenie w rzeczywistości i nieomal wzywają do poszerzenia wiedzy w tym zakresie. Mnie nie raz oderwały od lektury by doczytać, poszukać, zastanowić się. Jedynym minusem, jaki znalazłam w książce jest wrażenie, że autorka stawia znak równości między Auschwitz i innymi obozami, a Holokaustem. Pojęcia te są mocno zbieżne, ale jednak nie tożsame i na szczęście w dalszej części tekstu wymienia również inne narodowości, które w obozie zginęły.
Motyl i skrzypce to piękna powieść o piekle na ziemi, o miejscu, gdzie wszystko umiera, a jednak nadzieja błyska w talencie, w potrzebie tworzenia i zostawienia czegoś po sobie, nawet za cenę życia. To cudowny przekaz o tym, że po obozach nie zostały tylko mroczne wspomnienia i muzea rodzące strach. Zostało po nich wielu ocalonych i ich sztuka, o której niewielu wie, bo tak mało się o niej mówi. Dziękuję autorce, że pokazała życie w miejscu, gdzie dla wielu się ono skończyło. Za odczarowanie historii, a mimo to za oddanie hołdu tym, którzy zginęli.
Z niecierpliwością czekam na dalszą część.

Za możliwość poznania powieści dziękuję Wydawnictwu Znak oraz portalowi Lubimy Czytać.

2 - 2020 Mało brakowało Monika B. Janowska

Lucky 2019
496 str



Magdę i Blankę można spokojnie zaliczyć do dwóch różnych grup kobiet. Każda inna, teoretycznie nic ich nie może połączyć, a jednak mają coś ze sobą wspólnego. Do tego jeszcze Władysława, która na pierwszy rzut oka kompletnie do nich nie pasuje. A jednak Monika Janowska połączyła te trzy kobiety nierozerwalną nicią.

Mało brakowało jest powieścią tak wielowątkową, poruszającą tak wiele aspektów życia, że trudno wybrać od czego zacząć. Na tle tajemnicy z przeszłości, odkrytej przypadkowo przy przebudowie starej willi poznajemy losy kilku kobiet, które teoretycznie obce, są sobie bardzo bliskie. Na pierwszy plan oczywiście wysuwa się podarowanie komuś życia przez bycie dawcą szpiku. Nie znajdziemy tu oczywiście medycznych szczegółów, ale cudowną radość z podarowanego życia i czerpanie z niego garściami, bo przecież taka szansa często się nie zdarza.
Autorka przedstawia nam też starość. Zarówno w jej silnej, pięknej odsłonie, jak i tą straszną, gdzie człowiek traci kontakt z rzeczywistością, staje się uciążliwy dla samego siebie i powoli odchodzi z tego świata do świata w swej głowie. Trudny temat pokazany w sposób delikatny i wrażliwy. Tak samo podchodzi do miłości, tej dojrzałem, nie młodzieńczej i szalonej, ale tej, o której się zazwyczaj nie mówi, bo przecież koło czterdziestki to nie wypada. W Mało brakowało nie dość, że wypada, to jeszcze widać, że miłość nie zna wieku i może być równie piękna u piętnastolatków, jak i u osób dojrzałych, często doświadczonych przez los.
Nie można nie wspomnieć o Magdzie, która wraz z przyjaciółką prowadzi firmę remontową, w której sama jest nikim innym, a hydraulikiem. Z tego wynika mnóstwo śmiesznych i mniej zabawnych sytuacji. Na pierwszy plan jednak wysuwa się równouprawnienie kobiet. Nie nachalne, bo dziewczyna prócz machania kluczem francuskim jest też bardzo wrażliwą i subtelną kobietą, ale dość jednoznaczne. Powieść pokazuje trudności kobiet w typowo męskim świecie, od codzienności, po bardzie poważne sprawy. Ten wątek bardzo przypadł mi do gustu, bo skoro się chce, to można.
Wróćmy do tajemnic z przeszłości, bo to dzięki nim mamy tak piękną, wielowątkową powieść. Wplecione przypadkiem, przez bohaterów przemilczane dla dobra wszystkich, będące wynikiem nieporozumienia wplątują Blankę w bardzo niebezpieczną sytuację, z której wychodzi po części dzięki przyjaciołom, a po części przez swoją gapowatość i rozumowanie, które czasami aż proszą się o komentarz o blondynce. Afera kryminalna poprowadzona tak umiejętnie, że wiedząc wiele, nie wiedziałam nic. Mogłam się domyślać, kluczyć, kombinować, ale koniec absolutnie mnie zaskoczył. Dawno się tak nie bawiłam poznając historię sięgające do wojny, a w moich przypuszczeniach nawet dalej.
Mało brakowało to piękna powieść o ludziach, takich zwykłych, z ulicy, których można spotkać każdego dnia. Dzięki temu czyta się bardzo dobrze, to ogromny plus tej książki, bo czytałam i przeżywałam z nimi, jakby były bliskimi przyjaciółkami. A to wszystko podane lekko, zabawnie i z ogromną dozą wyczucia tam, gdzie było ono potrzebne.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu
Lucky

1 - 2020 Wszystko, czego pragnę w te święta Anna Langner

Wydawnictwo Kobiece 2019
399 str




Ewa jest świetna w swojej pracy. Podnosi poprzeczki, sama je pokonuje i podnosi jeszcze raz. Płaci za sukces bezosobowym mieszkaniem, w którym tylko sypia, zerowym życiem uczuciowym i kompletnym brakiem czasu. Ale cóż to dla idealnej kobiety? Jednak, gdy nadchodzi czas świąt, postanawia wyjechać do rodziców, odciąć się i pomyśleć.

Założenie było proste, wykonanie, jak to w życiu, trochę gorsze. A to za sprawą brata Ewy, Adama, który dosłownie bierze tradycję i sprowadza do domu zbłąkanego wędrowca. Bruno, kompletnie wyluzowany, choć ewidentnie na życiowym zakręcie, zaczyna od progu niemalże Ewę uwodzić. Uwodzić bezczelnie, z pewnością siebie tak wielką, że może płynąć tylko z kompletnego nieprzejmowania się opinią innych ludzi. Oczywiście Ewa od początku waha się, czy dać mu w pysk, czy obdarować gorącym buziakiem. I o ile Bruno jest, jaki jest, konkretny, doskonale zdający sobie sprawę ze swoich potrzeb, wad i zalet, to Ewa jest… Nijaka, straszna. Przez całą książkę nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to nie jest trzydziestoletnia kobieta radząca sobie z najbardziej wymagającymi zadaniami w pracy, a niedojrzała dziewczynka. I to nie tak, że jej nie lubiłam, jest wykreowana na infantylną, niezdecydowaną i kompletnie nieudolną życiowo smarkulę. Gdzieś po drodze ona sama przyznaje, że jest niedojrzała, ale mojego stosunku do niej to nie poprawiło. Lubiłam ją, ale do zachwytu i miana przyjaciółki z sąsiedztwa było nam daleko.
Rzadko czytam książki erotyczne, bo mnie nie bawią. Bo nie oszukujmy się, tu święta są potraktowane raczej marginalnie i jako tło, cała akcja rozgrywa się na zupełnie innym poziomie. Na szczęście sceny miłosne, choć występują często, nie są mega rozbudowane. Dla mnie to plus, bo te opisy na parę stron mnie zwyczajnie nudzą. Tu znudzić się nie zdążyłam i choć zdecydowanie nie było romantycznie i delikatnie, mnie się podobało. Autorka sprytnie lawiruje między rozumem, a uczuciami, między pożądaniem, nienawiścią i tym, co zostało w głowach zakodowane kulturowo.
Nie można tu nie wspomnieć o punkcie widzenia Bruna. Tak, jest też akcja od jego strony, w postaci listów. Listów do kobiety. Kompletny mętlik w głowie. Przy czym nie ma to wpływu na lubienie Bruna. Jego się przyjmuje całego, ma jasno określone zasady, zachowuje się według określonych reguł i jego się albo lubi, albo nie. Żadna z informacji, które wypływają z czasem nie miała u mnie na to wpływu. Natomiast ma wpływ na postrzeganie Ewy, bo dla mnie była, jak chorągiewka na wietrze i z każdą stroną coraz bardziej mnie wkurzała.
Niestety jest w książce coś, co mnie rozczarowało. Wątek z pijącą matką Ewy został na początku mocno zarysowany i kompletnie zmarnowany. Krótkie wzmianki, lekki niepokój pokazują, że autorka gdzieś tam o tym pamiętała, ale uważam, że mogła to bardziej rozwinąć i pociągnąć. A tak, zarówno matka i jej problem, jak i ojciec i jego kryzys wieku średniego stali się kolejnym tłem dla tego, co się działo wokół Bruna i Ewy.
Wszystko, czego pragnę w te święta to nie tylko opowieść o niepozornej dziewczynie, wprowadzanej w inny świat przez mega faceta. Znajdziemy tu tajemnicę, trochę kryminału, spojrzenie na pracę w korporacji, jakby od środka, bez owijania w złoty papierek i lukrowania, cenę za sukces i prawdziwe życiowe dramaty. Naprawdę polecam.
I jeszcze na koniec. Kim, do diabła, jest Adam?!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu i

52 - 2019 Royal Miłość z aksamitu Valentina Fast

Media Rodzina 2019
352 str
Royal tom VI
Tłumaczył Miłosz Urban



Tatiana straciła wszystko. Nie ma miłości, wiary, a teraz jeszcze ma stracić Królestwo. Została jej przyjaźń, ale jak, nawet z najbardziej zaufanym przyjacielem, ocalić świat?

Naprawdę się tego bałam, bałam się ratowania świata w pojedynkę, nagłego wybuchu magii, czy czegoś jeszcze. Na szczęście autorka zachowała zdrowy rozsądek i Tania nie robi się nagle supermocną kobietą, z mega mocami i armią, która wstała z przeszłości. Wykorzystuje umysł, radzi sobie sprytem i trochę oszustwem. Oczywiście ma też sojuszników, bo inaczej cały plan wziąłby w łeb.
To zdecydowanie najlepszy tom z całej serii, choć część czytelników może czuć się rozczarowana. Z sielskiej, anielskiej i naiwnej rzeczywistości, gdzie największym wydarzeniem jest transmisja wyboru księżnej zostajemy wrzuceni w brutalny świat. Ciągle coś się dzieje, akcja wywołuje reakcję i nie ma czasu na nudę. Kto lubi takie klimaty, w tym tomie na pewno się ucieszył, kto nie, niestety czeka go rozczarowujący finał. Dla mnie ogromnym plusem tej powieści jest właśnie ten dualizm. Z jednej strony mamy widok na szczęśliwe państwo, pozbawione agresji i wojny, a z drugiej ludzi, którzy dla ich dobra chcą ich z tego raju wyzwolić, nie pytając o zdanie. Piękny obraz ludzi walczących o swoje, a z drugiej strony szaleńca, który w imię wyższego dobra potrafi zapalić innych do czynienia tak naprawdę zła. Dla mnie to jasny i prosty przekaz i odzwierciedlenie tej rzeczywistości, w której my żyjemy i w której wielcy tego świata chcą pokazać innym jedyną i słuszną drogę tylko dlatego, że tamci żyją inaczej.
Kolejnym atutem tej książki jest fakt podzielenia fabuły i opowiadanie jej z punktu widzenia kilku osób. Odebranie części narracji Tani czyni Miłość z aksamitu bardziej emocjonalną, głębszą i szybszą. Lepiej poznajemy też bohaterów, możemy się im przyjrzeć z różnych perspektyw, bardziej ich zrozumieć. Stawia to też w innym świetle samą Tanię, która z niezdecydowanej panienki przeradza się w pewną siebie, dążącą do celu kobietę, dla której najważniejszy jest kraj i przyjaźń. Bo to niewątpliwie książka o wielkiej przyjaźni, poświęceni, ale też o miłości, zdradzie, szaleństwie. Znajdziemy tu kalejdoskop wszelkich uczuć, jakie przez całe życie może żywić człowiek. I ich konsekwencje.
Jedynym minusem, jaki widzę, ale nie w tym tomie, bo ten jest zdecydowanie najlepszy, ale w całości, jest takie okropne rozwleczenie akcji w poprzednich tomach. I choć nie ocenia się książki po okładce, to jednak sześć tomów mogło zniechęcić czytelnika, który czekałby na taki wielki finał. Całość jest po prostu myląca i ja początkowo chciałam tylko poznać tożsamość księcia, a dalsze losy księżniczki, opisane w kolejnych tomach niespecjalnie mnie interesowały. Ot, czytadełko. Natomiast ostatni tom sprawił, że doczekać się nie mogę kolejnych doniesień z Viterry. Niech to starczy za najlepszą rekomendację tomu, jak i serii, którą niewątpliwie podniósł w rankingu.

Za egzemplarz dziękuję



Łączna liczba wyświetleń