25 - 2021 Dziewczyna z wiatrem we włosach Anna Szczęsna

 Wydawnictwo Kobiece 2021

350 str

Między stronami życia tom II











Justyna zakopała się na wsi, Michał okopał się we własnym mieszkaniu, a Marlena. Marlenka ma problem z obojgiem. Co stanie się z całą trójką, jaka jest granica poświęcenia i czy w ogóle można coś poskładać?

 

W innym etapie życia napisałabym, że to dobrze napisana książka o przyjaźni, miłości, wychodzeniu z egoizmu i dorastaniu. I to dorastaniu trudnym, bo zdawać by się mogło dojrzałych już ludzi. I to byłaby prawda. Autorka pokazuje nam piękną przyjaźń, która walczy, nie pozwala się poddać i robi wszystko, by było dobrze, choć czasami za to dostaje po łbie. Mówi też o przyjaźni nie tak oczywistej, bo między osobami, które łączy praca. Pięknie mówi też o miłości i poświęceniu, choć nie w prosty sposób. Podkreśla wagę zdrowego egoizmu i neguje głupie przeświadczenia o radzeniu sobie samemu i odtrącaniu wszystkich wokoło. W książce, jak wspomniałam, znajdziemy też dosadny opis tego co się dzieje, jak dwoje ludzi próbuje coś ze sobą budować, nie będąc gotowym na bycie razem.

I to wszystko, co napisałam byłaby prawda. A jednak książki, które są dobre w jakimś okresie życie, w innym są czymś zupełnie innym. I taka właśnie jest „Dziewczyna z wiatrem we włosach” dla mnie. Trafiła na taki okres w moim życiu, że rozerwała mnie na drobne kawałki, traciłam przez nią z trudem odzyskiwaną równowagę i płakałam, płakałam, płakałam… Odnalazłam w niej żałobę, mnóstwo bólu po stracie i próby radzenia sobie z nią. To świadectwo próby poskładania życia na nowo, poukładania pewnych spraw i poczucia obowiązku. Autorka nakreśliła trudne relacje rodzinne, które potrafią niszczyć do głębi, a w chwili rozpaczy jeszcze bardziej ciągną na dno. Dla mnie najważniejsze były właśnie te emocje, poczucie straty, wyrzuty sumienia, że coś jeszcze można była zrobić. I choć ciężko było czytać dalej, bo łzy dławiły, a umysł podsuwał obrazy z własnego życia, to nie mogłam nie wrócić do lektury. Działała bowiem, jak swoiste katharsis, jak najlepsza przyjaciółka, która mówiła, że robię wszystko wystarczająco dobrze i że niczego nie zaniedbałam.

Serdecznie polecam osobom po stracie kogoś bliskiego. Będzie boleć, ale wszak boli na co dzień, ale po lekturze może coś zniknie z głowy i będzie ciut lżej. Nie bójcie się, nie cała książka jest smutna i wypełniona beznadzieją. Są momenty, dzięki którym można zapomnieć, na chwilę się oderwać. I choć Michał nadal jest bardzo wkurzający, a Justyna depta mu po piętach w walce o podium, to warto przeczytać. Poznacie też bardziej Marlenę, bo to na niej głównie skupia się ta część, a reszt a bohaterów pojawia się przez powiązania z nią. Polecam też wszystkim innym, bo to naprawdę dobra książka.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu oraz



24 - 2021 Małe Licho i babskie sprawki Marta Kisiel PREMIERA

 Wilga 2021

304 str

Małe Licho tom IV



Bożek idzie do czwartej klasy. Czekają na niego nowe przedmioty i nowi nauczyciele, a szczególnie dość koszmarny wychowawca, w sensie, że jak z koszmarów wyjęty. A do tego do klasy dołączy nowa dziewczyna. Jak chłopak da radę z tyloma nowościami? Czy Licho podoła w opiece nad podopiecznym?

Po pierwsze i najważniejsze, uprzejmie prosi się Autorkę, żeby pisała książki dłuższe. Bo jak to tak? Daje się dziecku najnowszą powieść o Lichu, z nadzieją na dłuższą przerwę, odpoczynek i takie tam przyjemności, a to dziecko kończy książkę w niespełna popołudnie. To się nie godzi, jest niesprawiedliwe i wnoszę, by coś z tym zrobiono. Sama pochłonęłam przygody Bożka w jakieś dwie godziny, ale to nic nie wnosi do sprawy.

Z tego wstępu zapewne możecie się domyślić dwóch rzeczy. Po pierwsze, że trafiliście na maniaków twórczości Marty Kisiel. Owszem, zarówno tej w wersji dla dorosłych, jak i tej w wersji dla młodszych czytelników. Po drugie, że znów jest fantastycznie, zabawnie, chwilami szyderczo i tak, że chce się czytać i czytać, bez końca. To też prawda. Co prawda mało jest samego Licha, fanów tęczowookiego anioła czeka rozczarowanie, ale nie takie całkowite, bo maluch oddaje się pasjami dzierganiu dla całego stada krasnoludków. Więcej jest za to samego Bożka i to na zewnątrz, czyli bez pomocy mamy, anioła i całego stada trzęsących się nad nim istot. Nasz bohater dorasta, zmienia się i wychodzi naprzeciw wielkiej tajemnicy. I niby wszystko jest jasne i przejrzyste, a dowody prawie leżą na ziemi, ale autorka tak plącze i komplikuje sprawy, że po plecach przechodzi dreszcz, a po głowie wałęsa się cała masa przypuszczeń i podejrzeń. Poza tym to piękna książka o inności, która da się lubić, o tym, by nawet w kimś dziwnym dostrzec przyjaciela i o samej przyjaźni. Przyjaźni tak pięknej, że nie zawaha się skoczyć w ciemność i rozpacz. Bo autorka też o rozpaczy pisze. Delikatnie, subtelnie, a jednak tak, że od razu trafia do serca. A co ważniejsze, daje od razu gotową receptę na to, by kogoś od rozpaczy uratować. To jedna z piękniejszych opowieści dla dzieci, którą powinni przeczytać dorośli, jakie ostatnio czytałam. Zdecydowanie polecam małym i dużym, tym smutnym i tym wesołym, tym, którzy znają i kochają Licho i tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z aniołem i jego towarzyszami.

To jest czwarta część z serii. I co prawda można czytać ją osobno, bez większych uszczerbków na ciągłości, to ja jednak radzę czytać, tak, by Tsadkiel (a jakże, występuje w ilościach sporych i przemądrzałych), był zadowolony, czyli po kolei. Starszych odsyłam też do „Siły wyższej” i dalszych części cyklu. Dużo spraw staje się jaśniejszych.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu oraz



Łączna liczba wyświetleń