Zysk i S-ka 2023
384 str
Marieta wyjeżdża na Mazury, żeby odpocząć i złapać dystans
na polecenie psychoterapeuty. Ma nadzieję na uleczenie i poczucie czegoś. Maks z
kolei nie chce nic czuć i ma nadzieję na spokój. Żadne z nich nie ma natomiast
na romans.
Liczyłam na spokojny, delikatny romans, takie czytadełko,
które pozwoli się rozerwać, spędzić miło czas, ale które na długo w głowie nie
pozostanie. By po jakimś czasie znów można było zanurzyć się w świat bohaterów
i nie pamiętać, co tam się działo. I jeślibym miała oceniać książkę po własnych
oczekiwaniach to musiałabym napisać, że się rozczarowałam. Jednak, na
szczęście, autorka wiedziała lepiej, czego chcę i stworzyła opowieść, która co
prawda zostaje w pamięci, ale tuż po zakończeniu lektury chce się znów zacząć
czytać.
Co w tej książce jest takiego niesamowitego, że porwało mnie
bez reszty? Sposób przedstawiania historii przez autorkę. Pisze o sztuce: o
fotografii i rzeźbie, ale robi to w taki sposób, że czytelnik ma wrażenie, że
to w nim rzeźby, tworzy emocje i je utrwala, wydobywa te najgłębiej schowane i
szlifuje je, nadając im piękny kształt. Albo utrwala chwile, opisując je tak
plastycznie, że wystarczy zamknąć oczy, by przenieść się nad urokliwe jezioro,
czy do tajemniczego baru. Jej język jest tak obrazowy, że pod palcami można
poczuć fakturę materiału, a do nozdrzy dolatuje upajający zapach. To wszystko
tworzy niepowtarzalny klimat tej historii.
Bohaterów takich, jak Marieta i Maks jest wielu. To prawie
standard, że z dwójki ludzi któremuś, o ile nie właśnie obojgu, jak w tym
przypadku, towarzyszą demony z przeszłości. I właśnie dlatego liczyłam na
proste i łatwe czytadełko. A jednak Dominika Rosik potrafiła przedstawić ich
tak, że z banalnych postaci stali się ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami.
Ma się ochotę poznać ich bliżej, zrozumieć i polubić. Świetnym tłem do tego
procesu są postacie drugoplanowe, które czasem bardziej motają, czasem
wyjaśniają przyczyny i pomagają zmierzyć się ze skutkami.
Należy koniecznie wspomnieć również o medycznej stronie
książki, zarówno od strony zdrowia fizycznego i psychicznego. Nie będę zdradzać
szczegółów, jednak historia Mariety zrobiła na mnie spore wrażenie, a jej
dochodzenie do siebie i do prawdy oraz terapia – jeszcze większe. Myślę, że
taka terapia możę się przydać każdemu, nie tylko w takim kryzysie, w jakim
znajdowała się dziewczyna.
„Czulsza niż dotyk” to mądra, opowiedziane z ogromnym
wyczuciem opowieść o ranach, na których nie pojawią się blizny, bo wciąż są na
nowo rozdrapywane. I o bliznach, których nie da się przykryć, można tylko
nauczyć się z nimi żyć. Oraz o tym, jak pierwsze zamienić w drugie. To opowieść
o sile, determinacji i strachu, głupich decyzjach i jeszcze głupszej dumie,
która potrafi zniszczyć szansę na szczęście. I oczywiście o miłości, która
potrafi zamieniać rany w blizny i uczy je kochać.
Polecam każdej romantyczce. Oraz każdemu, kto ma chwilę
zwątpienia. A ja zabieram się za czytanie. Znów. By poczuć magię plastycznych
opisów i księżycowej tęczy.