Tłumaczenie: Emilia Kiereś
Ilustrator: Sophie Blackall
Wydawnictwo: harperkids 2020
Liczba stron: 128
Pestka ma zły dzień. Wszyscy się na nią uwzięli i nikt jej nie
kocha, tylko wykorzystuje. Dla wielu rodziców brzmi znajomo, prawa? Dla wielu
dzieci również, dlatego też moje dziecko od razu pokochało Pestkę wielką
miłością. Jak siostrę w niedoli. Na szczęście jest jeszcze Lilka, która studzi
niegrzeczne zapędy przyjaciółki i przekonuje ją, że nie tylko warto być
grzeczną, ale jeszcze się opłaca, bo zwierzęta mogą chodzić za człowiekiem. Jak
za księżniczkami. Co prawda Pestka od razu mówi, że za nimi to chodziły z
litości, co rozbawiło mnie prawie do łez, ale jednak daje się przekonać.
To jest piąty tom, nie znam poprzednich, ale w niczym to nie
przeszkadzało. Co prawda brakuje obyczajowej podstawy, ale do samej przygody
nie jest to potrzebne. Śmiało możecie więc czytać, zapewniam, że się nie
zawiedziecie, bo choć przykładem dobrego zachowania Pestka nie jest, to
nadrabia pomysłowością i humorem. Mnie ta część bawiła co chwilę i naprawdę
dobrze się przy niej bawiłam. I choć oczywiście poziom jest dopasowany do wieku
odbiorcy, dzięki czemu córka bawiła się jeszcze lepiej, to jest to dobry, choć
dość specyficzny kawałek literatury dziecięcej. Pokazuje inną ścieżkę, bez
nadmiernej grzeczności, ale też nie kompletnie oderwaną od poczucia
przyzwoitości i dobrego smaku. Mocno życiowa, nie oderwana od codzienności na
pewno skradnie serca zwykłych dziewczynek. Bo Pestka i Lilka mogłyby być
koleżankami z podwórka. I to jest ich siła.
„I jak tu być grzecznym” jest zabawną formą opowiadania o tym, że
bycie niegrzecznym, czasem zwane głupawką, jest zaraźliwe. I że nie wystarczy
być bardzo niegrzecznym przez chwilę i zmienić się, by świat to dostrzegł. To
przyjemna opowieść o uspokojeniu, złapaniu oddechu i wyciszeniu. Bo tylko to
przynosi spodziewane rezultaty. U nas zadziałało to idealnie, gdyż dzieciaki
sprawdziły sens przygody Pestki i Lilki na naszych osobistych zwierzakach.
Dawno nie było w domu tak cicho.
Ale poza aspektem doświadczalnym książka jest bardzo przyjemna w
odbiorze, czyta się szybko i choć nam przeszkadzały niektóre obrazki pod
względem estetycznym, to same przygody dziewczynek i ich pomysły rekompensują
te braki. Natomiast prawdziwym smaczkiem jest opis autorki, inny w każdym tomie,
który pięknie podsumowuje książkę i jest wyjaśnieniem skąd Annie Barrows
czerpie pomysły. Naprawdę polecam przeczytać. Mnie zaintrygowało i
rozśmieszyło.
Tłumaczenie: Emilia Kiereś
Ilustrator: Sophie Blackall
Wydawnictwo: harperkids 2020
Liczba stron: 136
„Giselle” wydaje się na tyle fascynująca, że Lilka i Pestka
muszą, ale to naprawdę muszą zapisać się na balet. A co gorsze, rodzice
zakazali im narzekać, a już na pierwszej lekcji okazuje się, że to wszystko, co
myślały na temat lekcji baletu jest kompletną pomyłką. I co tu zrobić?
To już szósty tom przygód dwóch dziewczynek, kompletnie
różnych, za to przyjaźniących się na dobre i na złe, choć przy ich
pomysłowości, zazwyczaj wychodzi na złe. Tu też próbują ogromną pomyłkę
najpierw zmienić, a na końcu przekuć w sukces. Nie brakuje szalonych pomysłów,
brawurowych akcji i wielu naprawdę śmiesznych przygód. I choć książka mnie nie
porwała, ma w sobie to coś, co sprawia, że czyta się z przyjemnością. Natomiast
córce bardzo się podobała, a o to przecież chodzi, bo opowieść skierowana jest
do młodszych czytelników. Najbardziej przypadły jej do gustu problemy
dziewczynek z samym tańcem, bo choć ona sama jest baletnicą, to doskonale
rozumiała niechęć do ćwiczeń i pragnienie zrobienia czegoś naprawdę ambitnego.
Przygoda w oceanarium też sprawiła jej dużo radości i bardzo ją rozbawiła.
Niestety, obu nam bardzo nie podobają się rysunki. I już nawet nie chodzi o
fryzurę głównej bohaterki, bo rozumiemy, że to taki styl, wszak druga
dziewczynka ma włosy pięknie poukładane, to niektóre rysunki są po prostu
nieładne i wręcz straszą. Na szczęście jest ich mało, większość trzyma formę,
ale jednak jest to szczegół bardzo zwracający uwagę.
Osobiście zwróciłam uwagę na fakt, że najpierw dziewczynki
są niegrzeczne i bardzo broją, ale na końcu wszystko wraca do normy,
dostrzegają plusy nawet w najgorszej sytuacji i w ostateczności świetnie się
bawią. Jestem przekonana, że wielu dziewczynkom spodoba się taki scenariusz i
może choć trochę przestaną marudzić i jęczeć, jak coś pójdzie nie po ich myśli?
Mam nadzieję, że właśnie takie przesłanie wyniosą z tej książki. Oczywiście
poza dobrą zabawą.
Mniejszym kobietkom polecam, ich mamy po prostu przeczytają,
może znajdą jakieś pole do dyskusji, ale nie każda książka musi być edukacyjna,
prawda? Ta będzie niezłą rozrywką, odprężeniem, nie tylko dla fanek baletu,
bardziej dla takich troszkę chłopczyc. „Nierozłączki” obfitują w wydarzenia, na
pewno więc książka nie znudzi. Dobra alternatywa dla księżniczek, zwierzątek i
magii. Prosta w odbiorze, łatwa do zrozumienia, w sam raz na rozpoczęcie
przygody z czytaniem dłuższych form.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz