50 - 2018 Dom pod pękniętym niebem Marcin Mortka

Zielona Sowa 2013
272 str




Grupka nastolatków idzie z indiańskim przewodnikiem w góry, by przeżyć przygodę życia. Nie zdają sobie sprawy z tego, ile prawdy jest w tym stwierdzeniu i ile im przyjdzie przeżyć.
Za książkę zabrałam się wieczorem, z zamiarem przeczytania paru stron. Nie wyszło mi. Czytałam do powrotu Osobistego z delegacji, skulona na łóżku, przerażona i … nie mogąc się oderwać od lektury. Ale po kolei. Przez kilka pierwszych stron jest spokojnie, ot, wycieczka w góry, chłopak, dziewczyna, kilku znajomych i głupie żarty. Jednak potem te żarty okazują się niczym w porównaniu do rzeczywistości, po trzęsieniu ziemi pojawiają się potwory i już nie mogłam przestać czytać. Po pierwsze, bo za bardzo się bałam, żeby zgasić światło, a do pogrzebacza było zdecydowanie za daleko. Modliłam się tylko, żeby Osobistemu nie spóźnił się samolot, żebym mogła iść siku, bo byłam tak przerażona. A po drugie dlatego, że przecież na następnej stronie może ich coś zeżreć, a ja nie będę wiedzieć. Jak się więc domyślacie, świetnie zbudowany klimat jest zdecydowanym plusem tej powieści. Do tego rysunki rozpoczynające każdy rozdział dodatkowo pobudzają i tak rozbuchaną opisami wyobraźnię. Na pocieszenie dodam, że następnego dnia, kiedy w domu nie było już tak cicho, a męskie ramię było pod ręką, już tak bardzo nie przeżywałam. Właśnie, męskie ramię, w książce jest sporo mężczyzn i chłopców, ale nie każdy służy ramieniem. Niektórzy bardziej przeszkadzają, inni są na tyle niedojrzali, że nie radzą sobie z tą sytuacją, a niektórzy po prostu są dupkami, no inaczej tego nazwać nie mogę. Wielka zmiana, która dokonała się w świecie, dokonała się również w bohaterach, zarówno tych pierwszo, jak i drugoplanowych. Każdy został czymś naznaczony, siłą, darem lub przekleństwem, co waży na dalszych losach poszczególnych jednostek. Razem z bohaterami chętnie domyślałam się, kto został czym obdarowany, tak samo usilnie myślałam nad tym, co się stało i jak to rozwiązać.
Nie przekonuje mnie teoria Indianina na temat tego, co było przyczyną katastrofy, jest zbyt banalna i w sumie nielogiczna, zobaczymy, jak autor z tego wybrnie, gdyż Dom pod pękniętym niebem jest pierwszą częścią trylogii. Bardzo chętnie sięgnę po kolejne części, by przekonać się, co było przyczyną całego zamieszania, aby poznać dalsze losy bohaterów, zarówno tych, których polubiłam i tych, których nie, a nawet tych, którymi zwyczajnie gardzę. Tak, Marcin Mortka tak umiejętnie przedstawia ludzi w obliczu końca świata, że budzą skrajne emocje. Dla mnie idealna lektura na wieczór, może nie koniecznie samotny, choć w gruncie rzeczy w ciszy i spokoju bardziej przeżyłam tę książkę. I nadal się zastanawiam, po której stronie barykady ja bym stanęła.
Polecam tym, którzy lubią się bać, choć niekoniecznie czegoś rzeczywistego.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń