400 str
Oświęcim żyje w cieniu obozu Auschwitz, tak jak Brzezinka
nie może uciec przed Birkenau. Marcin Kącki stworzył reportaż o mieście, nad
którym wisi klątwa, w którym antysemityzm kotłuje pod powierzchnią, a cień
obozu tylko czasem znika.
Marcin Kącki zadaje mieszkańcom proste pytanie: „Jak się tu
żyje?” To stanowi początek opowieści różnych ludzi i początkowo ciężko się
czyta, nie mogłam wejść w rytm, za dużo ludzi na zbyt małej liczbie stron, za
dużo historii związanych tylko wyjściowym pytaniem, a do tego powtórzony tekst.
Z czasem jednak wszystko zaczyna się układać, przestaje być chaotyczne, a
tworzy całość. Całość opowieści o mieście, które ma za sobą kawał historii i to
nie tej strasznej, obozowej. Z reportażu możemy się dowiedzieć o wcześniejszych
losach miasta, o jego mieszkańcach, z których przed wojną większość stanowili
Żydzi, dziś wypędzeni, o Romach, też już będących historią po pogromie z 81
roku, któremu autor też poświęcił rozdział. Nie da się bowiem opowiedzieć
historii miasta, zrozumieć nastrojów mieszkańców, nie sięgając w przeszłość. A
autor sięga w nią z różnych punktów widzenia, zderza ze sobą relacje, wrażenia
i pamięć świadków tworząc taką mozaikę, która jedynie tworzy kolejne pytania.
Pisze o czasach sprzed wojny, ale i o wojnie oczami ludzi wysiedlonych,
wracających, mieszkających blisko lub daleko obozu, a nawet na jego terenie.
Pisze o ciągłej walce oddzielenia miasta od obozu, próbie zmiany nazwy, która
jednak niczego miastu nie przyniosła.
Nie umiem powiedzieć, co najbardziej w tej książce mną
wstrząsnęło. Fascynujące są losy każdego zbieracza, który chodzi po ludziach i
zbiera pamiątki po obozie, ocalając je od zapomnienia i zniszczenia. To jest
jednak też gorzki przekaz, bo każdy z tych ludzi mówi o niechęci Muzeum. To tu
widać szczególny antagonizm między przeszłością i próbą zachowania pamięci o
czasach, kiedy ginęli tam ludzie, a teraźniejszością. Widać go też w bardziej
codziennych rzeczach, w próbie rozwoju miasta, które ma piękną historię,
ogromny potencjał, a co ważniejsze, ludzi, którzy chcą coś zrobić, ocalić od
zapomnienia, ale iść z tym do przodu, nie pogrążać się w rozpaczy i śmierci i w
stopowaniu inwestycji, bo przecież to TAKIE miejsce. Przerażające są też losy
Żydów i rosnąca nienawiść, ale nie można przejść też obojętnie wobec
współczesnych problemów miasta, w którym co prawda inny, ale powraca czarny
śnieg i smród.
Oświęcim. Czarna zima to reportaż o ludziach władzy,
zwykłych obywatelach, Żydach, Romach, Polakach. O społecznościach i
pojedynczych ludziach walczących o normalne życie w cieniu obozu. To historia
dobrych ludzi, skurwysynów, hien cmentarnych, szubrawców, zwykłych, niczym się
nie wyróżniających obywateli. Dzięki temu możemy zobaczyć miasto, jakich wiele
w kraju, a jednak wyjątkowe. Nie wiem, czy ta książka odczaruje ludzi tam
mieszkających, pracujących, robiących interesy. Może odczaruje innych, może
zobaczą, że oprócz obozu można w Oświęcimiu zobaczyć o wiele więcej, może coś
pomoże zmienić w mentalności obcych. Bo mam wrażenie, że miejscowi tak
rozpaczliwie chcą się odciąć od kawałka historii, że zapominają o tym, co było
wcześniej i nie próbują nawet wykorzystać potencjału naukowego, turystycznego i
całościowego miasta, przynajmniej niektórzy, a tych, co próbują, niszczą.
Tej książki nie czyta się łatwo. Serce staje, łzy dławią, a
złość nie pozwala pogodzić się z pewnymi cechami ludzkimi. Marcin Kącki prostym
pytaniem obnaża podłą naturę ludzką, zawiść, złośliwość, pokazuje ofiary,
katów, obserwatorów. Może dzięki temu w ludzkiej świadomości powstanie Oświęcim
– Brzezinka, jako odrębny byt, który mimo obecności Auschwitz – Birkenau
potrafi zaoferować wiele możliwości. Jednak pewne rzeczy, choć bolą, a może
właśnie przez to, należy przeczytać. Zawsze lepiej uczyć się na cudzych
błędach. Oświęcim. Czarna zima uczy, wielu o wielu rzeczach, bo jako opowieść o
mieście, jest możliwy do przeniesienia na każde miejskie podwórko, z takimi
samymi problemami, obawami, marzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz