5 - 2021 Co komu pisane Maria Ulatowska Jacek Skowroński

 Prószyński i S-ka 2021

383 str



Do domu cenionego ginekologa puka nagle obca kobieta - pisarka. I od jej pojawienia się zaczynają dziać się rzeczy dziwne, żeby nie rzec przerażające.


Jestem trochę, jak Janka Opiłko. Nie po drodze mi z kryminałami, gustuję raczej w obyczajówkach. Przy czym ona pisze, ja czytam. Aż nagle wpada w moje ręce ta książka i choć początkowo jakoś mi nie po drodze, bo za strasznie i za krwiście dla mnie, to jednak przepadam. Psychologiczny majstersztyk, który wciągnął mnie do tego stopnia, że nie mogłam przestać czytać, choć bałam się, co będzie dalej. Bowiem narracja oplata się wokół słów piosenki, dość makabrycznej. I choć ja nie wierzę w takie zbiegi okoliczności, w tak szczęśliwe, a może właśnie koszmarnie nieszczęśliwe przypadki, by trzy kobiety spotkały się w tym samym czasie i jeszcze współpracowały, to jednak życie pisze różne scenariusze i jestem w stanie przymknąć oko. Oczywiście na przypadki, bo co do współpracy kobiet to ja tak do końca nie jestem pewna, jak to wszystko się potoczy.

"Co komu pisane" to fenomenalnie napisane studium strachu, zemsty i wyrzutów sumienia, które strach potęgują, nawet, jeżeli są zracjonalizowane. To thriller psychologiczny mówiący o ludziach próbujących oszukać siebie nawzajem, a w efekcie oszukać oszusta. Przypuszczenia plątają się z pewnością, by stronę dalej runąć, jak domek z kart. Tu nikt nie jest tym, za kogo się podaje, nikomu do końca nie można ufać, a role ofiary i kata zamieniają się miejscami tak, że na koniec byłam już kompletnie skołowana. Właśnie, koniec. O matko, człowiek już wypuścił powietrze, jakoś się uspokoił, a tu nagle, łup, jak obuchem w łeb. Tak się nie robi i ja chcę wiedzieć więcej i potwierdzić, obalić i stworzyć nowe teorie na temat tego, kto, co i dlaczego. Bo na razie mam czterech podejrzanych. Ale proszę, nie zaglądajcie na koniec, nie psujcie sobie zabawy, a wierzę, że będziecie się bawić świetnie, jak ja się bawiłam, choć trochę ze ściśniętym strachem sercem.

Autorom świetnie wyszedł element grozy, budowali napięcie tak, że nawet nie czytając książki, zajmując się czymś innym, moje myśli krążyły wokół fabuły i nie były to myśli spokojne. I choć, jak wspominałam, początek szedł mi ciężko, to nie było to spowodowane przez autorów, a dokładniej nie przez to, że coś było nie tak. Było tak dobrze, tak realistycznie, że powstrzymywał mnie mój własny lęk.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorom oraz Prószyński i S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń