23 - 2019 Gwiazdy nadziei I.M. Darkss

Zysk i S-ka 2019
464 str


Kocha go beznadziejną, niespełnioną miłością. A jednak tylko myśl o nim przywodzi ją do rodzinnego domu z podróży i szkół z internatem i pozwala wytrwać w rodzinie, która jej nie akceptuje. On traktuje kobiety jak zabawki, łączą je z nimi tylko przelotne romanse, a przeszłość trzyma go w swoich szponach. Nie pomaga również fakt, że jest związany z jej siostrą. Jednak Amara postanawia walczyć o miłość Jaksa. O miłość i o niego samego.

Nazwanie tej książki romansem byłoby dla niej krzywdzące, choć strony ociekają niekoniecznie subtelnym erotyzmem. Jednak chemia między bohaterami zdecydowanie mnie nie razi, nadaje smaku książce, wyzwala z niej nowe poziomy do analizowania i rozumienia. Bo to też nie jest książka tylko z nurty New Adult. Mówi o miłości niby dziecinnej, nikt nie oddałby serca za chwile w łóżku, nikt nie położyłby na szali swej miłości, by na drugiej stronie wagi zobaczyć tylko pożądanie i wyładowanie energii w seksie. Przecież to takie niedojrzałe. Tak samo, jak picie, bo przyjaciółka uważa, że to Amarze pomoże. I fakt, scena z piciem bardzo mi przeszkadzała, miałam ochotę wziąć Amarę za ramiona i potrząsnąć, ale... rozumiałam ją jednocześnie. Natomiast jej poświęcenie dla Jaksa i dla własnych uczuć budzi jedynie szacunek. Jest niedojrzałe? Może dla niektórych. Dla mnie jest objawem wiary we własną miłość i w to, że dzięki uczuciu można ocalić drugiego człowieka, choćby droga do tego była koszmarnie wyboista, bolesna i wymagająca ogromnego poświęcania. Autorka pięknie pokazała przeobrażanie się zarówno Amary, jak i Jaksa pod wpływem tego, co robiła, bądź czego odmawiała, dziewczyna. Dzięki tym zabiegom Gwiazdy nadziei przeistoczyły się z książki, która balansowała na granicy podoba/nie podoba na taką, do której będę wracać, choćby po to, by poczytać wyrywkowo niby proste i oczywiste, a jednak gdzieś nam uciekające prawdy.
Gwiazdy nadziei to jak prezent zapakowany w kilka warstw. Na początku jest trochę ckliwą opowieścią o zakochanej dziewczynie, by z każdą kartką odkrywać coraz głębsze, mroczniejsze i zagadkowe poziomy. Każdy jej wymiar rzuca nowe światło na zachowania i zdarzenia. I choć podejrzenia stały się prawdą, to największa tajemnica zostaje odkryta dopiero przed otworzeniem wieczka pudła, w której znajdują się już wszystkie odpowiedzi. To niebanalna powieść o radzeniu sobie z przeszłością, wierze, nadziei i miłości, która może nie wszystko naprawia, ale pozwala posklejać na tyle mocno, by trwało.

Za książkę dziękuję:
 Wydawnictwu Zyks i S-ka
oraz

22 - 2019 Królestwo popiołów część 2 Sarah J. Maas

Uroboros 2019
512 str
Przełożył Marcin Mortka
Cykl Szklany tron tom 6


"Dawno, dawno temu w pewnej krainie już dawno zrównanej z ziemią żyła sobie księżniczka, która bardzo kochała swe królestwo..." Kochała też wolność i za te dwie rzeczy chciała poświęcić wszystko. By przekonać bogów, bo przecież takich sił nie da się przechytrzyć, prawda?

Ostatnia część serii, która zawładnęła moim czasem. W powieści, całym cyklu, nie tylko w ostatniej części, mija rok, dla mnie minęły wieki, historia ewoluowała, zmieniała się, dojrzewała i uwierzyć nie mogłam, że dzieje się to w tak krótkim czasie. Nie, nie jest to zarzut, bo wszystko składa się w całość, wszystko jest na swoim miejscu, a decyzje, wydarzenia i zmiana w charakterze bohaterów wynika z danej sytuacji. Ich rok obfituje w zwroty akcji, nieprzewidziane informacje i choć wszystko pędzi, autorka nie szczędzi też opisów codzienności, prób normalnego życia, skrawków zwyczajności w tej zawierusze, którą rozpętała nad bohaterami. I do tego robi to tak umiejętnie, że trudno się oderwać. Szczególnie ta część jest bardzo emocjonalna, nie mogłam powstrzymać płaczu, ale nie to, że łzy płynęły, one się lały strumieniami, a mną całą trzęsło z żalu, bólu, dumy i wzruszenia. Kobiety nie powinny pisać fantasy. Ostatnio tak ryczałam nad książką Robin Hobb. Są w tym za dobre, tak potrafią grać na uczuciach, że nie sposób nie polubić bohaterów, a co za tym idzie, nie płakać potem nad nimi.
Czy czegoś mi brakuje w tym tomie? Tak, chciałabym poznać dalsze losy Elide, ta postać zdecydowanie najbardziej mnie intryguje, a została potraktowana, jak dla mnie, trochę po macoszemu. Za nią będę tęsknić najbardziej, choć ze wszystkimi niezmiernie się zżyłam i trudno mi było kończyć. Jednak rozumiem, że jej historia, o którą mi chodzi, jest wybiegnięciem w przyszłość i w tej serii nie było na nią miejsca. Może kiedyś, gdzie indziej...
Natomiast bardzo mi się podobało skończenie wszystkich wątków, nic nie zostało pominięte. Widać, że fabuła była przemyślana od początku do końca, nic nie zostało pozostawione przypadkowi, a poziom skomplikowania fabuły i niektóre rozwiązania naprawdę powodują, że przestaje się oddychać. To wszystko powoduje, że choć ostatnia część rozerwała mnie na kawałki i jeszcze rozwłóczyła na polu walki, to będę wracać do tej lektury. Kiedyś znów przeczytam całość, choć dziś nie jestem gotowa na wylanie tylu łez.

To jest jedna z niewielu serii, która trzyma poziom przez wszystkie tomy. Są momenty wolniejsze i takie, gdzie akcja pędzi, a człowiek żałuje, że nie ma kursu szybkiego czytania. Ale to wszystko ma sens, nie jest zapchajdziurą.
Ostrzegam, że ta seria grozi ciężkim zakochaniem, oderwaniem od rzeczywistości i warczeniem an każdego, kto przeszkadza. Zaryzykujecie, by poznać historię dziewczyny, która cała życie poświęciła, by ratować królestwo, o którym nie zapomniała nawet w najczarniejszych chwilach swego życia?

Za książkę dziękuję

Uroboros i

21 - 2019 Królestwo popiołów część 1 Sarah J. Maas

Uroboros 2019
732 str
Przełożył Marcin Mortka
Cykl Szklany tron tom 6



Nie ma Aelin, więzionej przez Maeve, nie ma jej magii, nie ma nadziei. Manon ma tylko swoją Trzynastkę, a to wszytko to za mało, by pokonać armię Erawana i Maeve, pragnących władzy. Finałowe tomy zapowiadają się naprawdę ciekawie.

Jeśli wpadliście na taki sam pomysł, jak ja, że Wieża Świtu to opowieść poboczna i można ją pominąć w całym cyklu, to zdecydowanie go porzućcie. Ja tego nie zrobiłam i w trakcie czytania Królestwa popiołów bardzo tego żałowałam. Pojawia się bowiem Chaol, który nie tylko we wspomnianej części się leczył, ale też zdobywał sojuszników dla Aelin. Pojawiają się nagle nowe postaci, które łączą jakieś stosunki, mają swoje tajemnice i układy, a przez nieznajomość książki jest to wiedza tajemna. Gdzie są te spojlery, jak są potrzebne, ja się pytam? Przetrząsnęłam internet i niczego pomocnego nie znalazłam. Byłam nawet w stanie kupić ebooka i przeczytać na szybko (848 stron na szybko, taaa), ale w efekcie zrezygnowałam, bo żal mi było 100 stron Królestwa. Czy żałuję? Po części. Bo nadal nie wiem co się tam działo dokładnie, ale dzięki temu, że Maas umiejętnie wplata przypomnienia poprzednich części, nie brakowało mi tego aż tak bardzo. Po prostu uznałam, że pojawili się nowi bohaterowie i czytało się już dużo łatwiej. Do Wieży świtu jednak na pewno wrócę, a jak ktoś ma ją przed sobą, to proponuję się nawet nie zastanawiać.
A teraz do faktów. Poprzedni tom wywalił cały plan i wszytko do góry nogami. I ten miał być zaskoczeniem, a jednocześnie miał iść według pokazanej przez bogów ścieżki. Wszak bohaterowie są jedynie marionetkami, wykonującymi wolę bogów, stąd te wszystkie przypadki i zbiegi okoliczności, które im wszystko ułatwiają. Mimo to ta część zaskakuje na każdej prawie stronie, powoduje taki misz masz emocji, że nie da się jej czytać na spokojnie, a w pewnym momencie łzy lecą nieprzerwaną strugą. Oszałamiające sceny bitew nie pozwalają oderwać się od czytania przez co miałam wrażenie, że jestem tam z nimi, z nimi podnoszę wycieńczone ręce, tracę nadzieję, by po chwili znów rozpalić ją w sercu. Autorka umiejętnie gra na uczuciach tworząc zakończenie, które powala na kolana i choć w głowie szepcze rozsądek, że przecież nie ma innego finału, bo bogowie postanowili, to magia, którą wszczepia Maas w każde słowo każe wierzyć w odwrócenie scenariusza.
Ach, i najważniejsze. Jak ja kocham wiedźmy! Zdecydowanie ten wątek z najmniej lubianego przeistoczył się w jeden z bardziej ulubionych. Tak może zrobić tylko dobry autor, tak odwrócić role i zmienić emocje czytelnika. To efekt dojrzewania fabuły, bohaterów, ich zmian. Majstersztyk.
Czeka na mnie ostatnia część. Idę czytać, choć boję się kończyć, bo żal mi będzie się rozstawać. Niech to będzie jedyną rekomendacją.

Za książkę dziękuję

Uroboros
i

20 - 2019 Imperium burz Sarah J. Maas

Uroboros 2017
864 str
Przełożył Marcin Mortka
Cykl Szklany Tron tom 5


Osiemnaście lat to wystarczająco, by zabijać, kochać, rozpętać wojnę i ratować świat. To wystarczająco, by poświecić się dla sprawy. Jednak to za mało, by zostać królową ocalonego kraju, zdobywać sprzymierzeńców i rządzić. A przynajmniej takie mają zdanie lordowie, do których Aelin zwróciła się o pomoc. Ich zdecydowana większość nie popiera młodej królowej, nie uznaje jej, a co gorsze, nie przyjdzie z pomocą.

Nic tak nie wkurza po emocjonującym końcu poprzedniego tomu, jak powolna wędrówka przez las na początku kolejnego. A oni wędrują, i wędrują, i wędrują. I choć ma to sens i cel, nawet nie ukryty, to zdecydowanie chłodzi krew i ma się ochotę wyciąć w pień cały ten lasek, by szli szybciej. Do tego dochodzi irytacja faktem, że w poprzednim tomie wszystko było dobrze i zmierzało do szczęśliwego końca, a tu nagle wszystko zaczyna się od początku, cała walka, zwątpienie i ledwo tląca się nadzieja. Sarah J. Maas zdecydowanie wie, jak zbudować klimat, jak wstrząsnąć czytelnikiem i przywiązać go do siebie do ostatniej strony. W tym tomie każda przynosi odpowiedzi, ale zaraz za nimi pojawiają się kolejne pytania i wątpliwości. Czyli w sumie, jak wcześniej, tyle, że głębiej i mocniej. Nagle zdawać by się mogło, że mało znaczące kawałki układają się w logiczną całość, a ta całość zmierza to takiego finału, który wydaje się bez rozwiązania i na pewno rozedrze serce w strzępy. Autorka strona za stroną powoduje, że chce się więcej, choć strach o bohaterów nie pozwala czytać dalej. A tych jest coraz więcej, dwór Aelin się poszerza, ona sama zdobywa coraz więcej popleczników, choć nadal nie tłumaczy się z planów. I dzięki temu nie tylko jej towarzysze, ale też czytelnik dostają zawału, a mimo to nie chcą jej zabić, bo w tym swoim szaleństwie jest nadal szalenie sympatyczna. Tego samego nie da się powiedzieć o Lorcanie, kolejnym Fae pojawiającym się na kartach powieści. I jak Rowana nadal nie darzę zbyt wielką sympatią, to Lorcan zdecydowanie jest moim ulubieńcem i z drżeniem oczekiwałam kolejnych stron z jego przygodami.
Zdecydowanym plusem tej książki jest intryga, która nigdzie się nie pruje, nie ma dziur i niedociągnięć, albo ja ich nie widzę, wszystko jest zwięzłe i przemyślane od początku do końca. Trochę mnie to przeraża, ale liczę na pomysłowość autorki i jednak inny finał, niż się narzuca. kolejną wartościową rzeczą, o której do tej pory nie wspomniałam, są wplecione w fabułę przypomnienia poprzednich tomów. Owszem, nie jest to streszczenie i nie zastąpi lektury poprzednich części, ale może odświeżyć pamięć, gdy ktoś czytał z przerwami. Bardzo to lubię w książkach, a w tych zostało to tak sprytnie wplecione w treść, że nie nuży, a czasem podpowiada nowe rozwiązania, bo pojawia się to w nowym świetle.

19 - 2019 Królowa cieni Sarah J. Maas

Uroboros 2016
848 str
Przełożył Marcin Mortka
Cykl Szklany tron tom IV


Nie ma już Celaeny, jest Aelin, pragnąca zemsty i wyzwolenia swego ludu. Jednak nim do tego dojdzie, trzeba spłacić długi, dotrzymać obietnic i nie dać się zabić.

Muszę przyznać, że początek tej części mocno mnie... wynudził. Owszem, działo się, było ciekawie, chciałam czytać dalej, ale brakło mi jakiegoś polotu i porywu serca z poprzednich tomów. Już nie warczałam na każdego, kto się zbliżył. A potem nagle przełożyłam stronę i byłam gotowa sięgnąć po broń równie szybko, jak główna bohaterka. Czytałam, nie mogąc się oderwać, a końcowe sto stron to już pochłaniałam. I niby wiadomo, że są kolejne części, że to nie finał, a jednak dla mnie tak to wyglądało i mogło tak się skończyć. Fantastyczny, porywający, zapierający dech w piersiach to za mało powiedziane. Ja odłożyłam książkę i patrzyłam tępo w ścianę, bo nie wiedziałam, co z sobą począć. I nie ważny był denerwujący mnie przez większość książki Chaol, którego miałam ochotę zamordować, nie liczył się Rowan, którego nadal jakoś nie umiem polubić. Nie liczyły się nawet wiedźmy, bo i ich historia mnie porwała. Dlatego nie umiem jednoznacznie ocenić tej książki, bo jest jednocześnie słaba i najlepsza z dotychczasowych.
Pamiętacie, jak pisałam, że coś mi się nie zgadza w królu, albo za dużo książek tego typu mam na koncie? W tym tomie okazuje się, że miałam rację, coś węsząc, a jednocześnie to, jak bardzo nie mam racji. Wyjaśnienie zaskakuje i warto przeczytać choćby dlatego. Mieszają się role, miesza się przyjaciel z wrogiem, wszystko się wyjaśnia, a jednocześnie nic się nie kończy, ta książka nie jest końcem, a początkiem czegoś nowego, jak zostało to nawet zaznaczone. I ciekawa jestem dalszych dróg, całej zbliżającej się wojny i tego, co się jeszcze może podziać. Jednocześnie można skończyć cykl na tym tomie, dopowiedzieć sobie resztę, zadowolić się fantastycznym finałem Królowej cieni. Tylko po co? Skoro tyle zagadek może mieć zupełnie inne, niż nam się wydaje, zakończenie. Ja czytam dalej, nie zostawiam tego tutaj, nie zostawiam miejsca na niedomówienia.

18 - 2019 Dziedzictwo ognia Sarah J. Maas

Uroboros 2015
654 str
Przełożył Marcin Mortka
Cykl Szklany tron tom III



Celaena wyjeżdża z Adarlanu, by poznać prawdę o Kluczach Wyrda, Znakach Wyrda i zniknięciu magii. Pragnie spotkać się z nieśmiertelną królową. Jednocześnie nie chce przyjąć swego dziedzictwa, a nie umie i nie może go odrzucić.

Celanea wyjeżdża, w związku z tym akcja powieści też się rozdziela. Część dzieje się tam, gdzie aktualnie przebywa dziewczyna, część opowiada o Dorianie i Chaolu. Jest jeszcze jedna część, o wiedźmach. I muszę przyznać, że początkowo te wtrącenia mnie bardzo irytowały, drażniły i nużyły, choć wiedziałam, że jest to istotny fragment i  bez niego całość straci sens. Nie mogłam się jednak oprzeć złości i irytacji. Dopiero z czasem, kiedy do akcji wkracza wywerna przynęta, która staje się wierzchowcem, te fragmenty zaczęły mnie ciekawić i zaczęłam je czytać z prawdziwą przyjemnością i nie miałam ochoty ich przeskoczyć, byle tylko dojść do fragmentów o Celaenie. Drugą rzeczą, a raczej postacią, która irytowała mnie w książce jest Rowan. Jak ja go nie lubiłam! Wkurzający, pewny siebie typ, arogancki i okropny. Tylko tak o nim myślałam i nie pomogła jego mroczna historia. Nie lubiłam go i tyle i choć z czasem zaczęłam go tolerować to zdecydowanie nie jest moją bratnią duszą.
Natomiast bardzo podobało mi się, że autorka zdradziła całą historię dziewczyny, po kolei ją opowiedziała, nie zostawiając miejsca na domysły. Wszystko stało się pełne i jasne, choć jednocześnie jeszcze bardziej komplikuje pewne sprawy.
W tym tomie wszystko się przewraca do góry nogami., padają wcześniejsze teorie, a pojawiają się nowe, choć najczęściej już niczego się nie domyślam, tylko idę z prądem opowieści. Byle szybciej, byle do przodu. I nadal warczę, jak mi ktoś przerwie. To rzadkie, ale autorka nie tylko utrzymuje poziom, ale z każdym tomem zdaje się go podnosić, mnie czyta się zdecydowanie lepiej i z każdą stroną trudniej mi się oderwać. A końcówka sprawiła, że mam ochotę zaszyć się gdzieś i czytać, czytać, czytać, bo akcja się zagęszcza, choć zdawać by się mogło, że to niemożliwe. Zdecydowanie polecam.

Łączna liczba wyświetleń