34 - 2018 Lato z ciotką spirytystką Danuta Korolewicz

Lucky 2018
384 str



Magda przyjeżdża do wiekowej cioci, by leczyć złamane serce i podjąć pracę w bibliotece, załatwioną przez zażywną staruszkę. Niestety ciocia Waleria niespodziewanie umiera podczas jednego ze swoich seansów spirytystycznych, nie wyjawiając mordercy przedwcześnie pozbawionego życia nieznanego ducha. A że ciocia też nie zeszła z własnej woli, akcja robi się coraz ciekawsza. Na szczęście Magda może liczyć na pomoc przyjaciółki, która niczego nieświadoma przybywa do Warby również z powodów uczuciowych i na spokojne wakacje.

Autorka wprowadza nas w świat małego sennego miasteczka, w którym jedyną rozrywką jest cotygodniowe spotkanie w parku, gdzie każdy może powiedzieć, co myśli, jeżeli tylko wykropkuje wyrazy uważane za wulgarne. No i zwariowana ciotka, która węszy aferę kryminalną. Autorka bardzo dobrze kreuje obraz małego miasteczka, przedstawiając różnych bohaterów bardzo plastycznie i przekonująco. Mamy więc dewotkę, której nie przeszkadza głoszenie teorii nieprzystających katoliczce, zachłannego burmistrza, myszowatą bibliotekarkę... A wszystko to z humorem i dystansem.

Lato z ciotką spirytystką to lekki kryminał, w którym podejrzani są wszyscy, a i tak na końcu trudno powstrzymać zdziwienie. Przynajmniej mnie autorka oszukała i zwiodła na manowce. Czyta się świetnie, mnożąc teorie spiskowe, parskając śmiechem i kręcąc głową z niedowierzaniem. To było bardzo przyjemne kilka godzin, bo listonosz przyniósł książkę wczoraj, a dziś pozostało bardzo miłe wspomnienie. Szczególnie w pamięć zapadła mi audycja prowadzona przez nowicjuszki w zakonie, co chwilę parskałam śmiechem, narażając się na dziwne spojrzenia osób na placu zabaw.

Nie można nie wspomnieć o wątku miłosnym, choć jest naprawdę zarysowany bardzo delikatnie i dopiero na ostatnich stronach nabiera rozpędu. Nie patrzcie jednak na ostatnią stronę, warto poczekać na miłosne wyznania do samego końca i nie psuć sobie zabawy.

Niestety zdarzyły się też koszmarki, głównie literówki i powtórzenia, ale bawiłam się tak dobrze, czytając o perypetiach Magdy, że mogę przymknąć oko.
Polecam na letnią lekturę, kiedy dni płyną wolno i leniwie, a jednak chce się trochę pogłówkować.

Za możliwość przeczytania z zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Lucky.

33 - 2018 Przyciąganie Elżbieta Rodzeń


Zysk i S-ka 2018
454 str



Nadia przybywa do Wrocławia z jedną małą walizką i wiedzą, że może liczyć tylko na siebie. Dlatego, jak dostaje pracę jako opiekunka osoby niepełnosprawnej, nie waha się ani chwili. Praca z mieszkaniem jest spełnieniem marzeń, nic to, że kiedyś te marzenia były inne. Jednak kiedy poznaje Garetta, zaczyna mieć wątpliwości. Mężczyzna co prawda porusza się na wózku, ale świetnie sobie radzi nie tylko z obowiązkami domowymi, ale również z pracą i sportem. Choć z tym ostatnim może niekoniecznie. Garrett koniecznie chce się jej pozbyć, nie zamierza być od niej zależny. Brzmi jak Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes? W takim razie koniecznie przeczytajcie, co mam do powiedzenia.
Mówiąc szczerze, kiedy przeczytałam opis miałam dokładnie to samo skojarzenie. On jest kaleką, ona ma się nim opiekować, co jemu jest nie w smak. Na szczęście oceniam książki po okładkach, a nie opisach i nie skreśliłam tej opowieści. Zostałam za to po wielokroć nagrodzona, bo Elżbieta Rodzeń tworzy powieść nieoczywistą, chwilami trudną i zdecydowanie inną, niż ta, z którą można ją porównać. Świetnie wykreowane postacie prowadzą nas przez kilka miesięcy życia i sprawiają, że ciągle chce się więcej. Każdy rozdział pozostawia wrażenie niedosytu i chce się więcej i więcej. Ja nie mogłam się oderwać. I choć podejrzewałam od początku, jak się to skończy, a wielka tajemnica Garretta przestała dla mnie być tak wielka na początkowych stronach, to nadal czytałam z przyjemnością. Wydaje mi się, że autorka nie miała nawet zamiaru zostawiać czytelnika w niepewności do końca i powoli, ale skutecznie odkrywała karty, które odsłaniały przeszłość Nadii i Garretta. Ciekawy zabieg, czułam, jakbym ich poznawała, jak żywych ludzi, którzy powoli zaczynają ufać i opowiadają o sobie.
Przyciąganie jest książką o rodzącej się miłości i nie brakuje w niej scen seksu, takiego subtelnie opisanego, nie wulgarnego, choć czasami dosłownego. Miło się czytało, choć przyznaję, że na początku trochę się zjeżyłam. Autorka jednak skutecznie pozbawiła mnie kolców pisząc o tych sprawach z ogromnym wyczuciem. Jednak nie miłość jest najważniejszym tematem tej książki, choć może, jakby się głębiej zastanowić, to wszystko się do niej sprowadza. Jest to opowieść o skrzywdzonej dziewczynie, która byłą ofiarą przemocy. Wróć, która tą ofiarą jest przez większą część książki. Nie, nie dlatego, że ktoś robi jej krzywdę. Książka zaczyna się w chwili, kiedy Nadia uciekła od swojego kata i choć on potem ją prześladuje sms’ami to jednak nie ma go fizycznie. Ale Nadia nie przestała być ofiarą z chwilą oderwania się od Krzysztofa. Ona jest nią ciągle, widać to w jej zachowaniu, rzuca to cień na jej relacje z mężczyznami. Powoli wychodzi ze swego koszmaru, budzi w sobie silną kobietę, bo ktoś okazuje jej troskę i cierpliwość. Garret nie naciska, ale też nie pozwala się jej schować, namawia na zeznania na policji, pomaga od strony prawnej. To ważny aspekt tego wątku, bardzo istotny, a często pomijany przez ofiary i tych, którzy chcą pomóc.
Tak rzadko mówi się o przemocy, bo łatwiej przemilczeć. Ta książka o przemocy nie krzyczy, subtelnie daje do zrozumienia, że zjawisko istnieje, opisuje pewne symptomy, daje wskazówki i zapada w pamięć. Ja, jako pedagog, znam ten mechanizm i nie dziwi mnie on, ale wielu osobom może otworzyć oczy na to, co dzieje się być może za sąsiednimi drzwiami. A czasem wystarczy tylko podać rękę.
Książkę polecam każdemu, kto nie boi się emocjonalnej huśtawki, trudnych tematów i magicznej siły miłości.



Za książkę dziękuję:

32 - 2018 Ona przyszła ostatnia Monika Teresa Rudzka

Lucky 2018
272 str



Remedios, znana pisarka, a do tego uznany lekarz neurolog przyjeżdża na panel literacki do Nałęczowa. Wraz z nią przybywa wielu pisarzy i wydawców, ale najważniejszy z nich, Mulawa, właściciel Pięknych Słów, interesuje wszystkich. Każdy ma do niego interes, ktoś chce odzyskać pieniądze, ktoś prosić o wydanie książki. Nikt go nie lubi, ale każdemu przyda się żywy. Kto zatem stoi za morderstwem?

Długo nie wiedziałam, co napisać o tej książce. Pomysł jest dobry, kryminał przez to ciekawy i wciągający. Prawie do samego końca nie wiedziałam, kto zabił, choć miałam kilka teorii - żadna nie była słuszna. Jedyne, co mi przeszkadzało, to uczestnictwo, a nawet główna rola, Remedios w śledztwie. To ona przesłuchuje świadków, namawia ich do zwierzeń i stopuje, gdy trzeba. I jest to z jednej strony urocze, taki domorosły detektyw, ale z drugiej stawia w złym świetle policję, obnażając ich niekompetencję. Niestety autorka nie tylko policję przedstawia źle. Cały światek autorski to istne bagno, gdzie każdy każdemu wilkiem, dołki kopie się non stop, choć uśmiech nie schodzi z twarzy. I to byłby plus, takie opisanie środowiska, odkrycie ich tajemnic i tego, że to nie do końca kulturalni ludzie, gdyby nie to, że Rudzka zniża swoich bohaterów do poziomu tego bagna. Moim zdaniem można mówić o szambie, a jednak się w nim nie taplać. Pogarda, z jaką pisarze opisują swoich czytelników, ale i kolegów, moim zdaniem, przekroczyła granice dobrego smaku. Za mało ironii, za dużo pogardy. Szczególnie, że osoba choć trochę zorientowana w środowisku literackim bez problemu odkryje tożsamość osób kierujący się pod postacią bohaterów. No dobrze, podobnych, bo autorka zaznacza, że podobieństwa są przypadkowe.

W związku z tym moje wrażenia są dwojakie. Dobry kryminał, dobrze napisany, ciekawy, z kilkoma zwrotami akcji. I jako taki polecam. Wątki dotyczące pisarzy natomiast czytało mi się trudno, chwilami bardzo źle. Może komuś się jednak spodobają i uzna, że taki styl akurat tu pasuje.


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Lucky

31 - 2018 Wszystkie pory uczuć Wiosna Magdalena Majcher

Pascal 2018
400 str


Ewelina nie pragnie niczego innego, jak tylko być matką. Niestety tu pragnienie czasem nie wystarczy i wada macicy wyklucza ją jako matkę biologiczną. Jej drugi mąż, Adrian, proponuje adopcję. Para decyduje się na ten krok, przechodzi po kolei wszystkie formalności, aż w końcu może przywitać syna, chłopca z FAS. Zdawałoby się, że to koniec drogi, jednak życie pokazuje, że to dopiero początek.


Sama autorka podkreśla, że jest to dla niej książka ważna właśnie przez poruszany w nim problem FAS - alkoholowego zespołu płodowego, o którym mówi się mało, albo wcale. Faktycznie, nadal pokutuje przekonanie, że trochę wina ciężarnej nie zaszkodzi, że to tylko jeden kieliszek... Alkohol jednak, w najmniejszej nawet ilości szkodzi nienarodzonemu dziecku, bo przenika przez łożysko, a zmiany przez niego dokonane są nieodwracalne. Osobiście nie tylko ten temat uważam za ważne. Dla mnie istotna jest również kwestia adopcji. Tu też panuje przekonanie, że jest to droga prosta łatwa i przyjemna, a jak się podjedzie do domu dziecka, to w oknach stoją aniołki złaknione miłości i oblewające nią potencjalnych rodziców. Z tego obrazu zgadza się tylko to stanie w oknach, a reszta nie do końca oddaje rzeczywisty stan rzeczy. Magdalena Majcher obnaża brutalną prawdę, która jednak jest szalenie istotna i mogłaby oszczędzić wielu rozczarowań zarówno dzieciom, jak i rodzicom adopcyjnym.
Duży plus ode mnie za pokazanie trudnej roli ojca, który dał radę, choć tez nie był ze skały. Postacie w ogóle są świetnie pokazane, nie przelukrowane, to nie bohaterowie w skórze ludzie, to normalni ludzie, którzy mają wątpliwości, chwile słabości i gorsze dni. Również relacje emocjonalne między bohaterami i później rodzinne zdecydowanie są siłą tej książki.
Czy jest coś, co mi się nie podobało? Tak naprawdę nie, choć uważam, że okładka nie oddaje treści i może sprawić, że ktoś powieść odrzuci w przekonaniu, że jest za cukierkowa i banalna. Jednak wpasowuje się w serię i jest piękna.
Wiem, że to nie jest przewodnik po adopcji, ale uważam go za lekturę obowiązkową dla ludzi, którzy myślą o tym, by podjąć ten trud.


Nie na temat. poduszkę zamawiałam gotową, nie  było możliwości edytowania napisu, stąd to nieszczęsne "mi".

Łączna liczba wyświetleń