38 - 2019 Eri czarodziejka Jacek Inglot

Nasza Księgarnia 2019
272 str
Część druga
Ilustrowała Anita Graboś
wiek 6-14 lat



Eri uczy się u Maruszy i zdaje się mieć poukładane życie. Niestety południce porywają jej brata, by ich pani, zła Widara mogła przemienić go we włuka, wiernego sługę. Dziewczynka rusza w podróż, a towarzyszy jej dziwny chłopiec.

Z wielką przyjemnością wróciłyśmy do Lasu, gdzie Eri pobiera nauki. I choć początek bawi, to potem już nie jest tak wesoło. Powieść nie jest mroczniejsza od poprzedniczki, ale zdecydowanie bardziej smutna. Mimo to czyta ją się szybciej, ciągle coś się dzieje, Eri włącza się w życie Lasu i napotkanych osób. Pomaga rozstrzygać spory, ratuje uwięzionych, słowem, ta droga to nie tylko podróż, w jej czasie Eri staje się szeptuchą, gotową zawsze nieść pomoc. Dziewczynka dorasta, staje się, a nie tylko uczy i planuje być kimś, to jej wrastanie w przyszły zawód, w przeznaczenie.
W książce znów spotykamy baśniowe, legendarne stwory, które tam są czymś normalnym, dla nas tylko bytami z legend, ale z tych z rodzimego podwórka i za to nadal cenię ten cykl. To swobodne, lekkie wprowadzenia w świat słowiańskich wierzeń, które są piękne, a tak zupełnie zaniedbywane. Córka zachłysnęła się światem południc, wił i skrzatów, aż oczy jej błyszczały, jak o nich opowiadała, bo książka nie została, zupełnie jak pierwsza część, tylko przeczytanymi stronami, ale bardzo długo żyła obok nas, w rozmowach, monologach, a co ważniejsze, w zabawie. Bo czemuż idąc przez góry nie można próbować odnaleźć z nich Borów Fandoriańskich i nie tropić Eri, bo może akurat tędy przechodziła. Dziękuję autorowi za takie zagranie na wyobraźni, za umiejętne wejście w umysł młodego czytelnika, który cały wskoczył w ten świat i przyjął go jako swój.
Czytałam opinie, że to książka ekologiczna, ob las, bo harmonia, bo problemy współczesnego świata. Szczerze? Średnio mnie to obchodzi, nie doszukuję się aż tak trzeciego dna w tej powieści. Jak ktoś chce coś takiego znaleźć, droga wolna, ja się świetnie bawiłam rozplątując sieć intryg. I choć tożsamość Mika dość szybko przestała być zagadką, przynajmniej dla mnie, Córze musiałam trochę pomóc skojarzyć fakty, a i tak podejrzewała prawie do końca dwie osoby o podszywanie się pod bajarza, to główny wątek mnie dość zaskoczył. Ja wolę w niej widzieć, zamiast ekologicznej opowieści, piękne przesłanie dla dzieci. Eri uczy, że każdy problem da się rozwiązać, jeśli się tego chce i jeśli się jest skłonnym do rozmów, a złość tylko niszczy. Pokazuje też, że dobro wraca najczęściej wtedy, gdy nie oczekujemy nic w zamian. Może banalne, ale tak niedostrzegane zjawisko.
Choć nie jestem dzieckiem, uległam czarowi powieści, zostałam porwana do tego cudownego miejsca, gdzie odwaga i dobro zawsze wygrywa, choć czasem z pomocą przyjaciół. Bo prosić o pomoc to nie wstyd.
Z utęsknieniem czekam na kolejne przygody Eri. I z ciekawością, ile z moich przypuszczeń autor faktycznie przeleje na papier.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Nasza Księgarnia i

37 - 2019 Lilana Małgorzata Strękowska-Zaremba recenzja premierowa

Nasza Księgarnia 2019
184 str
przedział wiekowy: 10-14



Lilana ich do siebie zaprosiła, czekała na nich, wessała do siebie i sprawiła, że zaczęli być szczęśliwi. Mama się uśmiechała i choć Natalia tęskniła za Warszawą, była w stanie wiele poświęcić, by było tak, jak dawniej. Tylko czego od niej chcą ćmy o oszronionych skrzydłach?

Lilana to historia pisana sercem, złamanym sercem dziecka, któremu rozpadła się rodzina i które za wszelką cenę stara się sobie to wszystko poukładać. Przejmująca od pierwszej strony, napełniająca smutkiem, który nie chce odejść, osypuje się i zostaje, jak pyłek ze skrzydeł ćmy, niby pięknej, niby z rodziny motyli, a jednak budzącej strach. W tej książce wszystko budzi niepokój, wszystkiego jest za dużo, za mocno, za kolorowo, za jaskrawo. Lilana jest miejsce tak idealnym, że aż nierealnym, fikcja miesza się z rzeczywistością, po chwili nie wiadomo, co jest naprawdę, a co widzi tylko Natalia.
Podzielona na rozdziały zaczynające się opisem zdjęć Lilana jest tak naprawdę studium rozpadającej się rodziny. Ucieczek, zastępczych działań, nieszczęścia, może nawet depresji. Nic nie jest nazwane, bo wszystko opisuje nastolatka, która sama mówi, że wtedy była dzieckiem, niewiele rozumiała. Ale jej pytania, stawiane z perspektywy czasu przejmują do głębi serca i nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Książka dedykowana jest dla dzieci, ale ja, jako matka, nie wiem, czy jest taki wiek, w którym pozwoliłabym dziecku Lilanę przeczytać. Może żeby zrozumiało, że nie każda droga jest dobra, że istnieje na świecie zło obleczone w dobro, a ucieczka nigdy nie jest sposobem na rozwiązanie problemu. Ale na pewno nie w wieku sugerowanym przez wydawnictwo. Myślę, że tak młoda osoba nie jest w stanie udźwignąć całego przesłania tej książki. To raczej lektura dla dorosłych, tych, którym nie wyszło, których drogi się rozchodzą. Dla tych, którym wydaje się, że wystarczy zamknąć drzwi, odesłać dziecko, odstawić na bok, by ono nie widziało, by żyło w iluzji. Mają rację, wydaje się im, bo dziecko widzi i czuje znacznie więcej, ale nie umie sobie z tym wszystkim samo poradzić. I wpada w pułapkę Lilany, która kusi spokojem, przyjacielskim stosunkiem, a jednocześnie niszczy, bo nic nie jest na zawsze, nie można uciec od rzeczywistości.
Lilana jest pisana sercem, sercem dziecka, które za wszelką cenę stara się poskładać rozwalone części idealnego świata. Z obrazów matki tworzy piękno, krajobrazy Lilany zapierają dech w piersiach, cudowny świat, gdzie wszystko jest możliwe. Jednak naprawdę to dorośli kreują dziecięcy świat, budują, burzą, naprawiają, niszczą. I to od nich zależy ile historii pisanych sercem powstanie. I jak bardzo będą przejmujące.
Autorka burzy stereotyp matki, która trwa zawsze, która nigdy nigdy nie zostawia. Tu jest inaczej, to matka ucieka od rodziny. Temat trudny, raczej nie poruszany, to kobiety są tymi bohaterkami, które samotnie wychowują dziecko. Tu jest inaczej i trzeba to podkreślić, bo to mocny punkt tej książki.
Lilana mnie przeraziła, zachwyciła, zmusiła do przemyśleń i zostawiła niezatarty ślad w mojej głowie. To obowiązkowa lektura dla rodziców, trudna, ale potrzebna. Po niej nic już nie będzie takie samo. A potem każdy z rodziców zdecyduje, czy jego dziecko powinno mieć za sobą taką lekturę.

Za książkę dziękuję
Wydawnictwu Nasza Księgarnia i

36 - 2019 Eri i smok Jacek Inglot

Nasza Księgarnia 2018
310 str
Ilustracje Anita Graboś
Przedział wiekowy 6-14



Eri nie boi się Lasu. Dlatego zawsze chodzi do dobrej szeptuchy Maruszy, by zanieść dary w podzięce za pomoc lub o nią prosić. Jednak pewnego dnia to Marusza jest zmuszona prosić o pomoc dziewczynkę. Powierza jej smocze jajo, by nie wpadło w ręce złego Widukinda. W drodze towarzyszy jej kilku pomocników, ale odpowiedzialność za jajo spada tylko na nią. I za nadanie mu dobrego imienia.

Książkę zaczęłam czytać z dwoma Słuchaczami. Syn, prawie sześć lat, na początku był zafascynowany, ale po chwili było dla niego za długo i odszedł, choć co jakiś czas do nas wracał i nawet pytał siostrę, co się działo w książce. Dla niego za mało ilustracji, pojawiały się co kilka stron i do tego czarno białe, choć trzeba przyznać, że bardzo ładne, działające na wyobraźnię, za dużo tekstu, chwilami trudnego. Natomiast moja prawie ośmioletnia córka była od początku zafascynowana i choć już nie mogła usiedzieć, to prosiła, bym czytała jeszcze. Chwilami czytała sobie sama, a potem mi opowiadała, bo nie mogła się doczekać. To chyba najlepsza rekomendacja, ale nie jedyna.
Historia Eri od razu zapadła w serce mojej małej dziewczynki. Mówiła mi, że czuje się, jakby to ona szła z tym smoczym jajem, naprawdę niewiele czasu zajęło jej utożsamienie się z bohaterką. Bała się w tych samych momentach i przeżywała długo potem to, co się działa na kartkach książki. Opowiadała mi o tym, pytała, śniły się jej wuki, czyli żelazne wilki. To był naprawdę straszny fragment i być może dlatego też syn zdezerterował. Nie obyło się też bez wzruszeń. Obie ocierałyśmy łzy na samym końcu, a mnie kilkakrotnie łamał się głos.
Książka jest napisana bardzo bogatym językiem, czasem słowa są zbyt trudne dla dzieci, ale wystarczy wyjaśnić, a części można domyśleć się z kontekstu. To ogromny plus tej powieści, bo dziecko może wzbogacać słownictwo o słowa, które nie są zbyt często używane.
W książce znajdziemy wiele różnych postaci nie tylko ludzkich, ale też baśniowych. Dla Eri są one jak najbardziej realne, żyje w świecie, gdzie choć o nich opowiadano. To piękne wprowadzenie w mity i wierzenia, w świat magii i fantasy, ale taki bardziej "dorosły", a nie rodem z kreskówek dla maluchów. Pokazuje, że każdy ma swoje miejsce na świecie, każdy może się zmienić, a pochodzenie, czy rasa nie determinuje przyszłości. Cudowna lekcja tolerancji dla młodego czytelnika.
Eri i smok to przepiękna i wzruszająca opowieść o poświęceniu, walce o dobro, przyjaźni i wierze we własne siły. I właśnie ta wiara może sprawić, że rzecz, która czasem wydaje się niemożliwa do udźwignięcia dla dorosłych, może udać się dziecku. A wszystko to opakowane w prostą, trafiającą prosto w serce historię.
Osobiście polecam przygody Eri trochę starszemu czytelnikowi, sześć lat to trochę za mało, by się skupić na tak długiej historii. I choć nie jest nudno, ciągle coś się dzieje, wskakujemy z jednego wydarzenia w drugie, opisy nie są nużące, a wprowadzają nastrój, młodszego czytelnika może znudzić. Dla dzieci, które potrafią dłużej posłuchać lub przeczytać same (my czytałyśmy razem ze względu na recenzję) jest to lektura idealna. Nie tylko dla dziewczynek, bo i męskich bohaterów nie brakuje. I mnie przypadła do gustu i bardzo chętnie sięgnęłam po kolejny tom przygód dziewczynki, która nie bała się Lasu.

Za książkę dziękuję
Nasza Księgarnia i

35 - 2019 Farma Joanne Ramos PRZEDPREMIEROWO

Otwarte 2019
390 str
Przełożyła Grażyna Woźniak



Jane za wszelką cenę pragnie zapewnić sobie i córeczce godne życie, ale nie jest tak uważna, dokładna i perfekcyjna, jak jej ciotka Ate, dlatego traci pracę i zaufanie klientów. Przejście ostrej selekcji na surogatkę jest spełnieniem marzeń. Co prawda musi na czas ciąży zostawić dziecko i zamieszkać w luksusowym ośrodku, ale wydaje się to niską ceną. Jaka jest prawda?

To nie jest reportaż, choć tak właśnie może zostać odebrany. Wydarzenia w nim opisane są fikcyjne a jednocześnie możemy w nich odnaleźć sporo z rzeczywistości, która nas na co dzień otacza. Nie ważne, czy pracujemy w korporacji, szkole, czy we własnej firmie. Zawsze obowiązują nas zakazy, nakazy i komuś lub czemuś musimy się podporządkować. Czasem nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dziewczyny na Farmie podporządkowały zadaniu całe swoje życie. Pod kontrolą jest to, co jedzą, jak ćwiczą, a nawet to, z kim się spotykają. Ciągle śledzone, kontrolowane i obserwowane, a wszytko to pod płaszczykiem troski. Tu nic nie jest jednoznaczne, żadna z postaci nie jest do końca odkryta, nie poznajemy motywacji żadnej z nich, choć każda o powodach swojego postępowania mówi. Zarówno Ate, jak i Jane, ale też szefowa Farmy, która z pozoru jest zimną, wyrachowaną kobietą, choć dziewczętom pokazuje twarz dobrej opiekunki. To ona właśnie jest moją ulubioną bohaterką, kompletnie nieprzewidywalna, goniąca za sukcesem i tak naprawdę jego niewolnica.
Koło tej książki nie da się przejść obojętnie. Odebranie tym kobietom prawa do ciała, zewnętrzne decyzje, które dotyczą ich ciąży są przecież tak bardzo aktualne. Owszem, zgodziły się, podpisały kontrakt, który o tym wprost mówił a dodatkowo dostały za to pieniądze. Jednak dalekosiężne skutki takich decyzji przerosły wiele z nich i nie sposób przyznać, że wszelkie skrajne postawy dotyczące tematu ciąży do takich właśnie rezultatów doprowadzą. To fikcja, która w sposób brutalny pokazuje prawdę o naszym życiu i o tym, co się z nim stanie, jak nie postawimy granic, jak nie zaczniemy mówić nie. Niezależnie od tego, czy pracujemy w korporacji, czy we własnej firmie. I nie chodzi o bunt, nie chodzi o łamanie umów i przestawianie całego świata. Chodzi o zrozumienie mechanizmów i zmiany tam, gdzie uderzają w ludzką godność.
Farma to również książka o Filipinkach w Nowym Jorku starają się przeżyć. Przerażający obraz kobiet żyjących w skandalicznych warunkach i ludzi, którzy żyjąc obok, spokojnie się na to godzą. Wynajmowane łóżka, już nawet nie pokoje, koszmarne warunki, wszechogólna ciasnota, choroby i bieda. To też można przenieść w każde miejsce na świecie, gdzie ludzie tak zwanego sukcesu wyzyskują biednych dla własnych celów ubierając to w otoczkę dobroczynności, łaskawości i pomocy.
Dawno żadna książka mną tak nie wstrząsnęła. Jeśli szukacie czegoś mocnego, co jednak nadaje się na wakacje, serdecznie polecam.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Otwarte

Łączna liczba wyświetleń