Karolina Wilczyńska Ja, kochanka

Wydawnictwo Czwarta Strona
2016 rok
267 str



Chwytliwy tytuł? Tylko, że nie mój, a książki Karoliny Wilczyńskiej. Skończyłam wczoraj, choć lepiej powiedzieć - zmęczyłam. Albo ja nie rozumiem fenomenu, albo nie wiem o co chodzi, ale mi się nie podobało. Bohaterka nie ma imienia, nie ma nic, opowiada tylko o emocjach związanych z Ukochanym, nazywanym też U. Pisze, co czuje, gdy na niego czeka, gdy jest obok. Pisze o wątpliwościach, nadziejach, radości i pożądaniu. Nie brakuje też scen erotycznych, raczej delikatnych, subtelnych, bez nadmiaru anatomii. Całość jest bardzo delikatna, ale jak dla mnie za mdła, za powolna, za mało akcji, za dużo uczuć.
Podejrzewam, że mi się nie podobało, bo ja nie mogłabym tak spokojnie czekać na mężczyznę, nie móc dzwonić, nie móc wysłać smsa. Jestem za czynem, a ona czeka i pachnie. Brrr. Straszne. A może ja zwyczajnie nie byłam kochanką i nie wiem, jak to jest.
W książce nie jest powiedziane, czemu żyją na godziny i kradzione chwile. Bohaterka w pewnym momencie mówi, że może on ma chorą zazdrosną matkę, albo niepełnosprawnego brata, a my oceniamy. Tak naprawdę o nim nie wiadomo nic. Nie zna się powodów, nie zna się jego pracy, jedynie skrawki. Ale nawet nie oceniając, czy tam jest żona, czy inny powód, do mnie historia nie trafia. Za długo. Ale ja to ja, nie ocenię zdrady, nie ocenię bycia trzecią i nigdy nie potępię, ale nie pochwalę braku działania ;)
Czy polecam? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Może dla kogoś taki delikatnie płynący przekaz emocjonalny będzie piękny.

Anna Kucharska Numer telefonu

Książkę wybrałam, bo na okładce jest kot. Jego zielone oczy mnie zahipnotyzowały.

Wydawnictwo Videograf
2015 rok
240 stron


Główna bohaterka, Zuzia, dwa lata wcześniej straciła mamę i co dzień dzwoni na jej numer telefonu, choć już nawet nie słyszy jej głosu, bo skrzynka jest pełna. Pewnego dnia ktoś po drugiej stronie się odzywa, dając początek przyjaźni, więzi i zmianom w życiu. Bohaterka opowiada nieznajomej kobiecie o sobie, o kocie z okładki, który należy do sąsiadki i ciągle syczy, doprowadzając Zuzę do szału. Potem się spotykają. Więcej nie napiszę, bo to już będzie spoiler.

Dawno nie czytałam książki, w której główny bohater tak by mnie denerwował. Zuza denerwuje mnie dosłownie wszystkim. Począwszy od narzekania na kota, po jej nastawienie do związków międzyludzkich, nie tylko z mężczyznami, za które sama siebie karze, bo mama... Dziewczyna jest dziecinna, chwiejna, niezdecydowana, absolutnie wkurzająca. Syczałam na nią, jak ten kot zza jej ściany. To czemu czytałam dalej? Bo nie mogłam się oderwać! Książka jest delikatna, jak wiosenny wietrzyk i tak samo budzi nowe. Nowe spojrzenie, nowe emocje. Pokazuje dwie różne postawy po stracie kogoś bliskiego, tak odmienne, tak bliskie każdemu, kto kogoś stracił. I choć bliżej mi było do Jakuba i Teresy, to i Zuzka nie była tak odległa. Czytała, zatapiałam się wręcz w feerii uczuć, którą autorka przekazuje delikatnie, bardzo mądrze i z pewną dozą tkliwości, z jaką matka tłumaczy dziecku skomplikowany świat emocji.

Pod względem technicznym nic nie mogę zarzucić wydawnictwu. Videograf nie przepuścił literówek, mogłam spokojnie skupić się na treści nie denerwując się niedoskonałościami. Jedynie mały zgrzyt miałam z tym numerem telefonu. Bo w jeden dzień jest matki, a w drugi ktoś odpowiada. To chyba tak nie działa, numer wygasa wcześniej. A może on wygasł, dlatego nie mogła się dodzwonić, a ona tłumaczyła to sobie inaczej, bo nie dopuszczała innej myśli? Może... Jednak ten szczegół wcale mnie nie zniechęcił.

Komu polecam? Każdemu, kto pod postacią delikatnej, powolnej wręcz opowieści chce znaleźć morze uczuć i w nie wpaść po uszy. Tym, którzy kogoś stracili i nie mogą się otrząsnąć. I tym, którzy chcą żyć pełnią życia. Tu nie ma wieku, płci, ta książka jest dla wszystkich. I nawet, jak dziecinność Zuzki będzie Was denerwować, nie przestaniecie czytać. Zapewniam na własnym przykładzie.

Łączna liczba wyświetleń