6 - 2020 Jak na co dzień budować szczęśliwą relację z partnerem. Krótka recepta na szczęśliwy związek Ewa Z.

Novae Res 2019
134 str

 

Każdy człowiek chce być szczęśliwy, a większość widzi to szczęście u czyjegoś boku. I znów większość z tych osób chciałoby coś zmieniać, ulepszać, doskonalić, by relacja z drugą osobą była jak najlepsza. I do tej grupy należę, więc jak tylko zobaczyłam taki poradnik, wiedziałam, że to coś dla mnie. Zaplanowałam, że zawarte w książce rady wypróbuję na mężu i dokładnie opiszę rezultaty. Jednak plan zawiódł już na początku, gdyż autorka skupia się wyłącznie na kobietach, jako na osobach bardziej skomplikowanych i, nie da się ukryć, bardziej komplikujących. I to właśnie kobieta powinna się według autorki skupić na własnym zachowaniu i postrzeganiu zachowania mężczyzny, by było lepiej. Spokojnie, drogie panie, nie najeżajcie się, poradnik jest naprawdę dobry i bynajmniej nie każe nam być umęczoną panią domu, która jednak znosi swój los z uśmiechem. Co takiego autorka zawarła w swej krótkiej recepcie, że warto ją poznać?
Ewa Z. obala mity dotyczące dobierania się w pary. Bezlitośnie rozprawia się też z "dobrymi radami", które mają scalić lub ocalić związek, a nie tylko prowadzą go nad przepaść, ale mało subtelnie w nią wrzucają. Obnaża również prawdy o naszym postępowaniu, które mężczyzn doprowadza do szału. Oraz o tych, z którymi my nie umiemy sobie poradzić i od razu mamy chęć mordu w oczach, pokazując je z szerszej perspektywy i radząc zarówno z punktu widzenia psychologii, jak i swojego własnego. To najbardziej ujęło mnie w tej książce. Nie jest to typowy poradnik pisany z perspektywy stołka i nauki, ale zbiór życiowych doświadczeń autorki dodatkowo poparty przeżyciami znajomych. Wszystko to opisane z uśmiechem i dystansem, który sprawił, że naprawdę świetnie się bawiłam, choć czasem niestety musiałam się bić w piersi, bo widziałam w opisywanych sytuacjach samą siebie. Jednak autorka ma dar zwrócenia uwagi tak, żeby nie zrobiło się przykro i między innymi też do tego namawia w poradniku.
Jak na co dzień budować szczęśliwą relację z partnerem nie jest spisem porad i gotowych rozwiązań, które wcielimy w życie i już będzie sielsko i cudownie. Wbrew tytułowi nie jest to nawet recepta, chyba, że recepta z rozpiską składników, ale już bez dawkowania, do samodzielnego przyrządzenia miłosnej mikstury. Każda z nas jest inna i każda ma innego partnera, z książki musimy wyciągnąć to, co dla nas ważne i dopiero z tym eksperymentować, tworzyć, zmieniać, dopasowywać, coś odrzucić, coś dodać. Owszem, jest tam też kilka rad ponadczasowych i uniwersalnych, a mimo to przez wiele z kobiet, w tym mnie, zapomnianych, bądź ignorowanych. Ale są również takie, które pasują tylko niektórym z nas i tylko w określonych sytuacjach. Dlatego poradnik nie jest do przeczytania raz, można do niego wracać za każdym razem, gdy coś w życiu się pozmienia.
Przy książce bawiłam się świetnie. Żałuję tylko, że chwilami odbiór psuły błędy i literówki w tekście. Ale cóż, na niektóre rzeczy warto przymknąć oko, by cieszyć się ogółem.

Za książkę dziękuję Novae Res oraz

5 - 2020 Zielona 13 Agata Bizuk

Dragon 2020
304 str



Lokatorzy kamienicy przy Zielonej 13 przyzwyczaili się, że nie trzeba tam nic zrobić, bo kiedyś i tak ktoś przyjdzie i zabierze. Nie ma się po co starać, nawet podłoga zmyta przez panią Stasię cieszy, ale jak staruszka tego nie zrobi, to też nic się nie dzieje. Co więc takiego fascynującego można opowiedzieć o mieszkańcach takiego lokum?

Agata Bizuk potrafi o nich powiedzieć wszystko. Dostałam opowieść o ludziach, którzy mieszkają obok siebie, drzwi w drzwi i nic o sobie nie wiedzą. Oceniając po pozorach często czynią krzywdzące oceny, które nijak mają się do rzeczywistości. Z drugiej jednak strony nie potrzebują znać sąsiadów, bo i tak nic ich z nimi nie łączy, prócz wspólnej części adresu. Łatwiej zachować anonimowość, spokój i nie musieć się w nic angażować. Autorka ukazuje dzisiejsze społeczeństwo, w którym każdy żyje dla siebie, zamyka się w swoich czterech ścianach i oprócz zdawkowo rzuconego powitania nie zamienia z nikim miłego słowa. Jednak jej lokatorzy powoli wychodzą ze swojego bezpiecznego świata, zaczynają się angażować, poznawać, odrzucają pozory i wchodzą w głębsze relacje. Na początku oczywiście łączy ich jakiś wspólny problem, ale potem zaczynają zawiązywać przyjaźnie.
Zielona 13 pokazuje, że czasem pomoc przychodzi od obcych ludzi, bo z rodziną to najlepiej na zdjęciu. Ale równocześnie, że ci obcy potrafią ocalić rodzinę, naprawić zdawałoby się spalone mosty i to zaledwie dobrym słowem, ciepłym uczuciem i pomocą, bez słów i umoralniających kazań. Bo mieszkańcy kamienicy nie są święci. Znajdziemy tu zarówno alkoholików, prostytutkę, zdradzającą żonę i męża „bez winy”, wstrętną teściową i chichot losu. Ot, jak w życiu, jak wśród ludzi, których mijamy i o których możemy nic nie wiedzieć. Borykają się z takimi samymi problemami, mają te same marzenia i lęki. I właśnie dlatego książkę czyta się tak dobrze i tak szybko, dlatego jest tak dobrą powieścią obyczajową. Widzimy tę kamienicę i jej mieszkańców, nawet nie oczami wyobraźni. To może być miejsce mijane codziennie, to może być nasz sąsiad i sąsiadka. Agata Bizuk ma niesamowity dar tworzenia realnych postaci. Takich z krwi i kości, z kolejki ze sklepu, zza rogu. Są normalni, popełniają błędy, boją się, błądzą, denerwują, nie są idealni, a przez to bardzo bliscy. Przekrój charakterów jest tak bogaty, że każdy znajdzie kogoś, kto mógłby być jego przyjacielem. Albo chociaż kimś, z kim można porozmawiać pod klatką.
Mam nadzieję, że jak na Zieloną 13 wstąpił duch dobrego sąsiedztwa, tak w nas po przeczytaniu też wstąpi chęć poznania bliżej tych, którzy często obcy, ale są najbliżej, bo dla mnie takie właśnie przesłanie niesie ta książka.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Dragon oraz

4 - 2020 Dziennik. Zagadkowa podróż Michał Gołębiowski Wojciech Grajkowski

FOXGAMES 2020
Ilustracje: Tomek Domański
144 str


Karolina i Kazik zaczynają wakacje. I to z wielkim hukiem, bo zamiast oddać robota zadającego zagadki do laboratorium, zatrzymują go, a ten zostaje skradziony. Na szczęście został im terminal, na którym Zagadroid wyświetlał zagadki, więc mogą ze swą wydrą Hiacyntą wyruszyć na poszukiwania.

Dziennik. Zagadkowa podróż to nie jest zwykła książka, to nawet nie jest game book, bo to zdecydowanie więcej.  Śmieszne, ciekawe ilustracje, do tego chwilami prowadzone w formie komiksu od razu zwracają uwagę, a już kompletnie nas kupił dekoder do zagadek. Bo wraz z kolejnymi etapami podróży dostajemy kolejne zagadki, które wymagają sprytu, matematycznego umysłu, spostrzegawczości, kombinowania… Słowem, każda jest inna i aktywują różne sfery wiedzy i umysłu. Dekoder pomaga najpierw dzięki podpowiedziom, a potem pokazuje, czy dobrze zagadkę odgadliśmy. A co ważniejsze, da się go od książki odczepić, ma wypychane okienka i zachwycił dzieciaki.
Zarówno dzieciaki, jak i dorośli świetnie się bawili. Również dlatego, że porywacz ciągnie Zagadroida przez cały świat, dodatkowo poznajemy więc różne jego zakątki, a i zagadki są dopasowane do treści i aktualnego położenia robota. Niektóre są podchwytliwe, niektóre całkiem proste, ale angażują całą rodzinę. Część z nich wymaga notatek, na które jest miejsce na końcu książki, niektóre bez problemu rozwiążemy w pamięci. Według wydawcy Dziennik, przeznaczony jest dla dzieci powyżej 8 roku życia. Ja usiadłam do książki z dzieckiem w takim wieku i o dwa lata młodszym. Z pomocą, niewielką, rodziców młodsze dziecko radzi sobie równie dobrze. Owszem, są zagadki, które je pokonują, ale cała treść jest na tyle ciekawa, że ani razu się nie poddał.  To ogromna zasługa autorów.  Syn kombinował, myślał, prosił o podpowiedzi, jeśli te na końcu książki nie wystarczały, ale nie próbował przeczytać odpowiedzi.  Pod koniec każdego rozdziału są bowiem umieszone odpowiedzi, ale też nie krótkie i skromne, są to obszerne wyjaśnienia, które dodatkowo poszerzają wiedzę, bo choć niektóre rzeczy dzieci wiedzą intuicyjnie, to niektóre wymagają szerszego komentarza, który tu jest zawarty.
Ta niepozorna książeczka zawiera w sobie mnóstwo treści i jeszcze więcej zabawy. Odwracanie książki do góry nogami, przekręcanie jej, kartkowanie i główkowanie wciąga nawet bardziej, niż historia, choć ta też leci na łeb na szyję i nie ma mowy o przystankach. Zawrotne tempo opowieści, ciekawie sformułowane zagadki i forma ich rozwiązywania przypadnie do gustu każdemu, nie tylko młodemu czytelnikowi. Mam jedynie obawy, że Dziennik jest podróżą jednorazową, gdyż zagadki mocno zapadają w pamięć i o ile historię można po raz kolejny przeczytać, to zabawa będzie już mniejsza. Choć z drugiej strony zawsze można zaprosić do zagadek przyjaciół i patrzeć, jak się głowią nad rozwiązaniami.
Za egzemplarz dziękuję FOXGAMES oraz

Łączna liczba wyświetleń